Trochę schłodziło się na zewnątrz, za co jestem losowi bardzo wdzięczna, bo może nie tyle upały, co ta straszna duchota i brak powietrza które można by nabrać w płuca, zaczęły mi się dawać we znaki. Poza tym lubię burze :) Takie buntownicze, gniewne epizody pogodowe zawsze wprowadzają mnie w refleksyjny nastrój. Oczywiście po kilku dniach będę marzyć o powrocie słonecznych dni, ale kto powiedział, że w tym stanie muszę być konsekwentna? Z żalem stwierdziłam, że oprócz tego, że stojąc przestaję widzieć własne stopy, mam też coraz większe kłopoty z zadarciem nóg na większe wysokości. Znacznie mnie to ogranicza pielęgnacyjnie, postanowiłam więc zrobić sobie małą przyjemność i wybrałam się na pedicure. Obietnica lakiero-żelu, który utrzyma się na paznokciach „co najmniej miesiąc”, czyli teoretycznie do porodu mnie skusiła :). Tym bardziej, że w sobotę czekało nas wesele… Kupno weselnej sukni na 34-tygodniowe brzuszysko nie jest sprawą ani łatwą, ani specjalnie przyjemną zważyw...