kudłata małpka vol. 2
Rzutem na taśmę, tuż przed Dniem Kobiet, powitaliśmy na świecie córkę numer dwa :) Po raz kolejny znienacka i niezupełnie zgodnie z planem, ale efekt przeszedł nasze oczekiwania ;P Za wcześnie jeszcze na relację porodową i szersze wrażenia z powrotu do domu... musimy trochę okrzepnąć i nabrać dystansu. Ale będzie, z czasem. Na powitanie Tosia w wersji "pierwszodniowej"
naprawdę to tak podziałało? o rany...
OdpowiedzUsuńNo tak im mniejsze tym większe spustoszenie sieje. Współczuję
OdpowiedzUsuńKochana to pikuś!Ja tydzień po porodzie namiętnie miłam herbatę z cytryną do kolacji...
OdpowiedzUsuńdobrze że udalo Ci się zlokalizować winowajcę
OdpowiedzUsuńoj tak.. takie małe, a takie złośliwe!
OdpowiedzUsuńsama się nie spodziewałam, ale po analizie nie bardzo skomplikowanego jadłospisu dziennego znalazłam winowajcę :) Dziś już lepiej, brzuszek nie boli, została tylko wysypka. Ale może i ta się w końcu zlituje:)))
OdpowiedzUsuńMartuśka, cytryną też nieopatrznie zgrzeszyłam na początku, ale aż takich sensacji nie było:)
oj... kto by pomyślał :( Ale dobrze, że już po wszystkim :)
OdpowiedzUsuńkurcze! rzeczywiscie, kto by sie spodziewal!
OdpowiedzUsuń