Ufff!

Gdybym, tak skwapliwie jak kłamliwie zarzekała się, że jesteśmy przeprowadzeni, z pewnością grom sprawiedliwości szybko by mnie do rzeczywistości wrócił. Więc nie będę, choć korci mnie bardzo :D Ale jestem. W zupełnie nowym miejscu, z masą zupełnie nowych przemyśleń… na masie worków i pudeł przynajmniej miesiąc jeszcze. Ach, gdyby tak ciocia z Ameryki, po nieznanym krewnym spadek albo choć Totolotek prozaiczny!  Nadzieje płonne- zimna kalkulacja szans na wygraną w porównaniu do szans rażenia piorunem  bezlitośnie przemawia za tym drugim. Wobec tego nasz własny kawałek podłogi pół-trwale zaściela „dobytek” – skąd ja tyle tego nabrałam?!? Kilkukrotnie sprawdzałam podczas pakowania podejrzewając, że owe worki i kartony rozmnażają się po kryjomu i poza wszelką kontrolą… niestety okazało się, że nie spakowałam sąsiadów a wszystko co teraz zalega pod ścianami należy do nas. Czekamy na szafy. Ja z narastającą frustracją, Małż z filozoficzną rezygnacją i Pola z nieświadomą acz widoczną ekscytacją. Bo Luśka w tym plastykowo-papierowym gąszczu czuje się doskonale :D Zręcznie sobie lawiruje, układa, przekłada, buduje mosty i namioty. Dziurki w workach wierci paluszkiem baaardzo sprawnie :) Najbardziej lubię patrzeć jak biega ze śpiewem (krzykiem?!?) na ustach po brzmiących echem pomieszczeniach… w końcu może się rozpędzić! Ilość przestrzeni życiowej na członka rodziny wzrosła nam dramatycznie, choć my przyzwyczajeni do tego stłoczenia i tak większość czasu spędzamy razem. Jakoś tak nieswojo rozejść się po pokojach ;P Za to Pola korzysta z przestrzeni i widać, że nowe miejsce bardzo jej się podoba. Ja z kolei patrzę na tę nową przestrzeń bardziej pod kątem braków i potrzeb. No i chyba złapałam syndrom kwoki, bo patrząc na nowe ściany oczyma wyobraźni widzę te rysy i plamy, latam ze szmatą jak nawiedzona i sprzątam – mam nadzieję, że to przejdzie, bo mnie samej już trudno ze sobą wytrzymać :D Internetu jeszcze brak, więc komfort pisania znikomy. Ale starałam się, na ile mogłam śledzić nowości u Was, choć zazwyczaj nie zostało czasu na komentowanie. Teraz powoli wracam do żywych, jeszcze kilka dni i znów będę obecna „na pełny etat”. Żeby nadrobić zaległości wypadałoby hurtem wszystkie pominięte okazje uczcić, ale że ‘to se ne wrati’, więc chociaż Wszystkiego co dobre w tym, rozpoczętym już Nowym Roku (o formacie daty, do którego przywyknąć nie mogę). Niech się zrealizują Wasze najambitniejsze plany i spełnią najskrytsze marzenia. Niech świat i los będą dla Was/Nas łaskawe w tym roku!!!!

Komentarze

  1. oOOO z nowym rokiem takie rewelacje :D Gratulacje! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D Jeszcze nas to będzie kosztowało, ale nowe miejsce to zawsze troche czysta karta - a mnie się taka przyda na nowy rok...

      Usuń

Prześlij komentarz

Zostaw ślad :)

Popularne posty z tego bloga

Mija :)

Nocnikowe love i 38 tydzień

Dziesięć rzeczy, których chciałabym nauczyć moje dzieci.