Co się działo kiedy się działo?
Oj, działo się :D Wielkimi krokami
zbliżają się URODZINY. Nie pierwsze, chociaż jedynka na torcie będzie sugerować
inaczej. Te pierwsze (właściwie zerowe) były najbardziej niezapomnianym
momentem w naszym dotychczasowym życiu. I żaden roczek tego nie przebije :D Ale
przyjęcie będzie, a jakże. I tort się matka zobowiązała upiec – tymi rękoma!!!
Własnymi. Pierwszy i (Tfu! Tfu!) pewnie ostatni w życiu. Bo trzeba Wam wiedzieć,
że kuchareczka ze mnie wcale niezła, pod warunkiem że nie każe mi się robić
niczego na słodko :P Słodkiego nie lubię i robić nie umiem. A że Małż też
specjalnie słodkolubny nie jest, ten brak talentu w oczy się nie rzucał i żyliśmy
sobie dotąd spokojnie i bezciastowo. Ale teraz, ha! Okazja pierwszorzędna,
ażeby poświęcenie uczynić i córce ukochanej z okazji ukończenia pierwszego roku
życia prezent zrobić. Więc zrobię! Mentalnie przygotowuję się od miesiąca, merytorycznie
już parę dni… zastanawiam się czy nie zrobić próby generalnej, żeby przed
gośćmi wstydu nie było hihihi! Będzie więc tort. Obiad dla gości też będzie ale
tu, mimo niewątpliwych zdolności, udzielać się nie zamierzam, gdyż z braku przestrzeni
uroczystość odbędzie się w tzw. „lokalu” :) Lokal ów za obiadową obsługę
odpowiadać będzie sam, ja tylko dopilnuję. Lista prezentowa przygotowana i
zainteresowanym wysłana elektronicznym gołębiem pocztowym. My też poszaleliśmy i
na pierwsze urodziny młoda dostała „dorosły” fotelik. Po długich namysłach,
okopaniu się w literaturze i merytorycznym wsparciu jakie zamieściła u siebie
Hafija, wybór padł na fotelik Römer.
Römer King Plus, Highline Organic Nature |
Wersja highline, model organic
nature. Luśka z prezentu zadowolona, my
nawet bardziej bo z nosidełka wystawała już i górą i dołem, więc o
bezpieczeństwie podróży nie było mowy. A kwestia to ważka, bo zdecydowaliśmy się
jechać nad morze, w celach nie tyle turystycznych co towarzyskich – odwiedzić
Polową chrzestną mamę (zwaną też ciocią Olą) i naszych wejherowskich znajomych.
Fotelik miał więc chrzest bojowy – wypadł świetnie, chociaż na szczęście nie
było okazji do ekstremalnych testów. Ale mimo upałów Luśka wytrzymała w nim pięknie
całą trzygodzinną podróż, spało się wygodnie i pierwszy raz po wyjęciu z
fotelika u celu podróży nie była spocona jak myszka :D Nadmorski weekend
podobał się młodej damie bardzo! Tyle piasku jeszcze w życiu nie widziała :))))
Mogła się sypać, tarzać, przewracać do bólu, co też z wielką radością czyniła. Mokry,
suchy… morze piasku! Samo morze niestety nie zostało przetestowane ze względu
na sinice. W zamian przetestowaliśmy basen w ciocinym ogródku :D
ten słodki jęzor przy prawym uchu to Lola- córka naszej Miećki :))) |
Wyjazd pod każdym
względem okazał się sukcesem. W tak zwanym międzyczasie Luśka postanowiła stać
się jednostką niezależną i zaczęła chodzić. Pierwsze samodzielne kroczki nie
zostały niestety nagrane, bo potencjalni kamerzyści zostali wzięci z zaskoczenia,
ale odnotowano wiekopomną datę – 04 lipca 2012. Od tego czasu młoda poczyna
sobie coraz śmielej i biega już (dosłownie!) po całym mieszkaniu. Zanim jednak
opanowała sztukę naprzemiennego stawiania nóżek, dorobiła się kilku „pamiątek”.
tak się kończy potykanie się o własne nogi :) |
Na szczęście, mimo dramatycznego wyglądu, żadna nie była bardzo poważna :D Od tego czasu
codziennie czynimy postępy w przemieszczaniu się i popołudnia rodzicielskie upływają
głównie na wymyślaniu nowych, ciekawych tras dla małych nóżek oraz na próbach
dotrzymania im tempa. Takie małe nóżki a ile w nich powera!!! Mimo braku urlopu
korzystaliśmy z pięknej pogody i ciepła
ile się dało… to jednak olbrzymi plus mieszkania w mieście trzynastu jezior :D
Woda ciepła jak zupa więc sezon pływacki zainaugurowaliśmy wszyscy z równym
entuzjazmem.
Teraz pogoda się trochę posuła, ale pomiędzy burzowymi salwami i
kolejnymi ulewami udaje nam się kolonizować kolejne place zabaw i miejsca Luśkowej
rozrywki. Zabawy w pomieszczeniach zamkniętych odkładamy na czas kiedy będzie już
naprawdę paskudnie :)
PS. zwróćcie łaskawie uwagę na wyszukany fryz mojego dziecięcia :)))) Ten zgrabny kołpaczek jest wynikiem ciężkiej pracy obojga rodziców podczas (drugich już) Luśkowych manewrów fryzjerskich. Tata występował w tym dramacie jako fryzjer, mama - jako fryzjerski fotel i swego rodzaju dyby. Jako współautorka dzieła, od wszystkich rodziców posiadających na stanie N.I.E.U.S.T.A.N.N.I.E poruszające się i kręcące latorośle, dopraszam się o gratulacje :D
Fryzura Luśki jaka by nie była i tak będzie boska, bo w ogóle jest. Ania jest nieco starsza, a włosów nadal ... brak. Mamy taki sam fotelik i przyznam, że sprawuje się dobrze, a co najważniejsze by naszym dzieciom było w nim wygodnie i by chronił je przed urazami.
OdpowiedzUsuńno tak, włosów ci u nas dostatek :))) Ani też urosną niedługo i bedziesz matko pleść warkocze :D
UsuńOj naprawdę się działo:D
OdpowiedzUsuńNiom. I to telegraficzny skrót raczej, bo tak naprawdę każdy dzień jest pełen po brzegi. Zaprawdę, nie spodziewałam się, że dni moga być aż tak wypełnione różnościami... no, ale komu ja to mówię ;P
UsuńHehe tak myslalam o tej fryzurce zanim wspomnialas o tym na koncu. Zastanawialam sie kto byl fryzjerem:p Ale mala i tak wyglada bosko:)
OdpowiedzUsuńfryzjer jedyny słuszny :D Ja bym nie dała rady zachować zimnej krwi... już jej powoli odrastają pejsy, ale wygląda dalej jak mały śliczny chłopaczek :)
UsuńEhhh tęskny za wami fajnie, że choć czasami się odzywacie :). Lusia boska jak zawsze i fryza ma podobnego do Michalca.
OdpowiedzUsuńBuziaki od brata. Też odliczamy do roczku :D
Wiem, też mam wyrzuty sumienia, ale zaglądam do was regularnie i staram się zostawić po sobie jakiś ślad, choćby wątły :) Zepnę się i będę nadrabiac, słowo... bratu buziaki zwrotne ślemy, acz jeszcze nie roczkowe - na to przyjdzie swój czas :*
Usuńno... gratulacje:)
OdpowiedzUsuńa pies...kocham te mordy:)
Lola jest niestety w swojej miłosci do Luśki absolutnie niereformowalna :) Trzeba jej cały czas pilnować bo kiedy tylko może chlasta jęzorem przez całą Luśkową buzię - taka kochana!
Usuńteż mamy R. King Plus i bardzo go chwalimy :)
OdpowiedzUsuń:)
Usuńdziało się, działo u Was.
OdpowiedzUsuńpierwsze słyszę o takim foteliku, muszę dogłębniej o nim poczytać.
ma mnóstwo dobrych opinii i niezłe wyniki w testach. Słono kosztuje (chociaż są droższe) ale moim zdaniem warto. Dziecko nie jest w nim "upchnięte" - ma dużo miejsca a mimo to jest chronione z boków. Nas oprócz testów i rankingu Hafiji przekonało też pokrycie - w tej wersji jest to organiczna bawełna, która ma sprawić, że dziecko się nie poci. I faktycznie, choć nie wiem czy to bawełny zasługa, mimo upałów poci się znacznie mniej.
UsuńAleż śliczna :) i muszę zauważyć że mamy identyko basenik dmuchany! Częściej się uaktywniajcie!
OdpowiedzUsuńTeż go brałam pod uwagę. Ale gabaryty auta zadecydowały za nas :)
Już zapomniałam o tym rankingu - może go trochę teraz zaktualizuję... hmm
Nasze auto niby nieduże, ale mieści go ładnie. Poza tym, mimo że nie mamy isofixa, dobrze zamontowany fotelik (ma specjalne napinacze pasów) ani drgnie więc mam poczucie że Pola jest w nim bezpieczna :)
UsuńPostaram się pisać częściej, a za ranking i wszystkie inne mega cenne rady - muchos gracias :D
fryzura wysmienita, gratuluje :)))
OdpowiedzUsuńBardzośmy się starali :))) Ale lekko nie było, bo modelka kapryśna niezwykle.
Usuńależ ona jest śliczna! piękna fotka w baseniku :-)
OdpowiedzUsuńps gratulacje :-) i sto lat dla Poli :-)
Usuńdzieki dzięki :D Rosną nam te dzieci jak szalone, nie? (tylko my się oczywiście nie starzejemy)
Usuń