Jesień kocham, ale gluty zwalczam :)
Jestem taką trochę jesieniarą ;) Uwielbiam tę porę roku - kiedy lato przechodzi w jesień całe moje ja się uspokaja i wycisza. Lubię jesienne kolory i ciepłe swetry, szwendanie się po lesie w poszukiwaniu grzybów/wrzosów/żurawiny. Lubię to, że szybciej się ściemnia i mamy trochę więcej wieczoru dla siebie :) Jedyne czego nie lubię to katar. Kiedy któreś z dzieci zaczyna ciągać nosem już wiem, że muszę działać natychmiast - jeśli tego nie zrobię katar w przeciągu kilku dni 'rozniesie się' po rodzinie. A to już wiadomo, klęska i #najgorzej.
Dziewczynki chorują stosunkowo rzadko. Pomijając pierwszy rok żłobka, w którym obie przynosiły do domu infekcję za infekcją, naprawdę nie mogę się skarżyć. Zazwyczaj kończy się na zwykłym katarze, już nie pamiętam kiedy ostatni raz musiałam im podać jakieś leki. Ba! Tośka w swoim sześcioletnim życiu przyjęła takowy tylko raz - w czwartym miesiącu życia na zapalenie ucha. To tyle. Pola ma za sobą trzy antybiotykoterapie, i tak nieźle jak na 9 lat :) Mogę więc śmiało powiedzieć, że obie mają bardzo przyzwoitą odporność. Skąd?
Po latach obserwacji stwierdzam, że za dużą część odporności odpowiada dieta i styl życia. Dziewczyny jedzą wszystko, włączając w to wszelkie warzywa, kasze, ryby, owoce. Naprawdę niewiele potraw im nie smakuje. No i dużo czasu spędzają na powietrzu - i raczej nie są to place zabaw - bardziej pola, łąki, lasy i jeziora ;) Dzięki temu opierają się większości infekcji szkolno-przedszkolnych i byle wirus ich nie kładzie do łóżka. Kolejną kwestią jest ruch. Obie dziewczyny trenują bieganie, Pola od trzech lat karate, Tosia pływa. Jeżdżą na rowerach i hulajnogach, Pola dodatkowo na rolkach. Ćwiczą kilka razy w tygodniu. Oczywiście pilnuję przy tym, żeby bardzo spocone albo z mokrymi włosami nie wychodziły na zimno, zwłaszcza jesienią i zimą, ale bez przesady. Najważniejsze to się nie przegrzewać :) Z zewnątrz nie podajemy za dużo. Poza miesiącami letnimi witaminę D i dodatkowo probiotyk na przełomie lata/jesieni i zimy/wiosny.
A kiedy już się zdarzy, i zaczynam słyszeć siorbanie albo co gorsza pokasływanie, wdrażam program antyglutowy. Jego podstawą są inhalacje z soli fizjologicznej. Dwa, a nawet trzy razy dziennie. Dodatkowo na noc nacieramy nogi amolem, nakładamy skarpety a na piżamę dajemy kilka kropli olejku eterycznego, żeby ułatwić noskom oddychanie. Przygotowuję też syrop z cebuli. Złote, babcine lekarstwo, proste i skuteczne. My robimy w wersji klasycznej, ale można i na bogato, jak tu: https://pantabletka.pl/syrop-z-cebuli-przepis/ . No i gałganek. Usłyszałam o nim jakiś czas temu, zastosowałam i okazał się tak skuteczny, że na stałe wprowadziłam go do programu ;) W pokoju unosi się zapach kiełbasy, ale nam to akurat zupełnie nie przeszkadza. Poza tym... jakie to jest proste! Polecam, naprawdę warto: https://pantabletka.pl/galganek-aliny-czosnkowy-przepis-na-katar-i-zatoki/. I to w zasadzie tyle. Wystarcza, żeby w ciągu dwóch-trzech dni było po katarze. I można się dalej cieszyć jesienią :D
Komentarze
Prześlij komentarz
Zostaw ślad :)