Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2013

Mija :)

Obraz
Nieodwracalnie i niezaprzeczalnie. Ważny był. Pełen niespodzianek i spełnionych obietnic. A także tych niespełnionych... nieważne. Nie lubię podsumowań - co się nie spełniło ma czas w nadchodzącym roku. Całe mnóstwo świeżego, czekającego na wykorzystanie czasu. Zupełnie świadomie zamykam więc drzwi i całą sobą wchodzę w Nowy Rok. źródło Zastanawiam się nad manifestem Noworocznym. Tyle bym chciała od tego roku - spełnionych marzeń, wyśnionych snów, zrealizowanych planów, słusznych założeń, wiekopomnych chwil... jednak przede wszystkim mam plan. Będę żyć lepiej - robić to co kocham i cieszyć się chwilami, które rozgrzewają moje serce. Rozsiewać radość zamiast malkontenctwa. Akceptować siebie i tych, których kocham. Nie szukać dziury w całym. Tak. Jestem gotowa :D

Wymarzonych Świąt!

Obraz
Nasze pierwsze Święta w NASZYM domu. Pierwsza choinka stanęła w kącie pokoju wcześnie i już od tygodnie, ozdabia, tworzy nastrój, łagodzi i uspokaja. Luśka sama ubierała - nawet czubek zamontowała z wysokości tatowych ramion :) Piękna? W momentach przedświątecznego wyciszenia, stworzyłyśmy wspólnie waciane bałwanki - w prezencie dla dziadków. Pomysł podpatrzony u  Agnieszki i Adasia  bardzo się Luśce spodobał i jak rzadko dotrwała do samego końca zabawy. Ostatnie dni upłynęły nam na sprzątaniu i pichceniu. Piekłam z zapałem, a co upiekłam ozdabialiśmy wspólnie. Oto Luśka z piernikowym pozdrowieniem :D  Teraz pozostaje nam jedynie odprasować się i grzecznie czekać na początki świętowania. Czekające nas Święta po raz kolejny będą wyjątkowe bo znów, jak trzy lata temu kiedy zaczynałam pisać bloga, czekamy na kogoś nowego :) Będą to więc dla nas dni wypełnione radością, oczekiwaniem i nadzieją. To dobra wróżba na Nowy Rok :) I tego samego życzymy Wam wszystkim Nadziei.

Nie do wiary!

Jestem... w siódmym miesiącu. Niewiarygodne! Czasem zastanawiam się, jak to się stało. Nie sam fakt znalezienia się w ciąży - przy tym byłam i z racji zawodu teorii też co nieco liznęłam... ale jak ten czas szybko minął. Minął i nie wróci, co coraz częściej odnotowuję z żalem, bo lubię być w ciąży. Nawet z dolegliwościami męczącymi od początku, po prostu fajnie jest :) Zupełnie inaczej mijają mi te ciążowe tygodnie. Na pewno mniej o siebie dbam i słabiej się o siebie troszczę. Kiedy byłam w ciąży z Polą miałam mnóstwo czasu na myślenie wyłącznie o sobie i noszonym pod sercem dziecku. Sporo czasu spędzałam zastanawiając się, jak też 'ono' wygląda, jakie będzie, jak mija mu czas tam w środku. Wstając rano planowałam dzień tak, żeby znalazł się czas na zdrowe jedzenie, na długi spacer... i tak dalej. Teraz zostało z tego prawie nic. Trzymam dietę ze względu na cukier, to tyle. Kursowanie między żłobkiem a pracą i znów żłobkiem wymaga samochodowych rajdów, o długich spacerach zapom

Spóźniony Mikołaj

Obraz
Szaleńczo nam się opóźniły wymiankowe Mikołajki :( Winna temu poczta polska i perturbacje zdrowotne naszego dwupaku. Drugi Potomek zastrajkował w ubiegłym tygodniu przeciw nadmiernemu tempu życia i skończyło się szpitalem. Szczęśliwie poważniejszych konsekwencji nie było, ale zdążyłam najeść się strachu. Paczka z  Mamowo-Blogowej Wymianki Mikołajkowej  też dotarła do nas nieco opóźniona, tak że udało mi się ją odebrać dopiero po szpitalnych wojażach. W tym roku dostałyśmy cudowną paczkę od organizatorki zamieszania, czyli  Agnieszki  :) Radości przy otwieraniu było mnóstwo, bo paczka solidnie i pięknie zapakowana. A ile szczęścia na Luśkowej Buźce wywołała wiadomość, że Mikołaj zostawił specjalnie dla niej paczkę u pani na poczcie!!! Wypakowywała więc Młoda Dama i rozdzielała (prawie) sprawiedliwie :D Słodkości paczkowe były oczywiście wszystkie dla Poli... Małżowi udało się wykraść jedynie rewelacyjne śląskie Kopalnioki - chyba dlatego, że opakowanie było czarne ;P Teatrzyk palu

Hello December

Obraz
Niepokojąco wpadłam w rytm comiesięcznych wpisów i chociaż wstyd mi za każdym razem kiedy zaglądam do Was, nie bardzo wiem jak ten stan zacofania postowego zmienić. Codzienność pożera - niezauważalnie, po cichutku ale nieubłaganie. I każdego wieczora okazuje się, że znów całe stadko spraw ważnych i ważniejszych ukryło się przede mną. Nie ogarniam... przerażają mnie naukowe zaległości, z których muszę wybrnąć przed porodem. Większość 'wolnych' popołudni i wieczorów spędzam w laboratorium goniąc w piętkę i ciągnąc za uszy kilka "megaważnych" projektów - wydaje się że bez szans na sukces. Pozostały czas poświęcam Luśce, która po żłobkowych szaleństwach jak nigdy wracając do domu garnie się do przytulania i szeptania w uszko. Te wieczorne chwile turlania się w pościeli i opowiadania sobie rzeczy przeróżnych są dla mnie niezwykle cenne bo koją całodniowe bóle i żale. Żałuję tylko że tak krótko trwają. I ciąża się gdzieś w tym wszystkim gubi. Czasu na zastanowienie, czy naw