Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2011

tak daleko choć tak blisko...

Zanotowałam dziś rano ciekawostkę geodezyjną. Wszystko co było blisko z tygodnia na tydzień niepostrzeżenie się oddala ;) Na razie nie tyle dystans mi się zwiększa, co czas niepokojąco wydłuża… Wyszłam do pracy jak zwykle, licząc 45 minut na przejście tych 3 km dynamicznym spacerkiem. W trzech czwartych trasy bezmyślnie zerknęłam na zegarek, raczej kontrolnie… i okazało się, że gdzieś po drodze zgubiłam pół godziny!?! Z tygodnia na tydzień wędruję do pracy coraz wolniej – i nawet tego nie zauważam. Niedługo będę musiała wstawać o piątej żeby dotrzeć do pracy na ósmą hehe… albo poprosić o dyspensę czasową na coraz wolniejsze dotaczanie się do miejsc docelowych –taki akademicki „prawie kwadrans” :-D

bujania w obłokach skutki ;)

Od samego początku Małż mój najukochańszy powtarzał, że ma ze mną w ciąży wyjątkowo lekko, bo ani żadne nieprzyjemne objawy mi nie towarzyszyły ani – jak on sam twierdzi – nie miewam humorów, zmiennych nastrojów i generalnie jestem nastawiona wyjątkowo optymistycznie :) Tak twierdził do ubiegłego miesiąca… okazało się bowiem, że głównym objawem drugiej połowy mojego błogosławionego stanu jest nie dające się ogarnąć rozkojarzenie. I to się niestety nasila ;) W ciągu miesiąca stałam się mistrzem w tej technice. Zaczęło się niewinnie, od zapominania kluczy, komórki i pomyłek przy liczeniu punktów w scrabble. Ale wczoraj chyba przeszłam samą siebie :-D Po południu dostałam mężowski „prikaz” odstawienia auta do mechanika na naprawy przeróżne połączone z wymianą opon. Nic mi pamiętać nie kazał poza swoim numerem telefonu który mam rzeczonemu mechanikowi podać w celu wszelkich szczegółowych ustaleń. No i pojechałam. Stawiam autko, wchodzę do biura, grzecznie informuję, że mąż się z panem umaw

Streching

Obraz
Wczoraj spotkała mnie kolejna z magicznych nowości. Leżymy sobie z Pchełką wieczorkiem, wypoczywamy i nagle… czuję jak pod dłonią mój brzuch rozciąga się i wybrzusza. Na brzuchu utworzył się gulek, rozciągał się, rozciągał… a później ręka zaczęła opadać :) Schował się jak wielorybek w oceanie. Cudowne i niesamowite uczucie - nasza mała akrobatka :D

Jeszcze tylko setka :)

Miałyśmy z Pchełką studniówkę dwa dni temu. Nie mogę uwierzyć, że jeszcze tylko ta setka przed nami… Z tej okazji gin zaprosił nas na „połówkowe” USG. Trochę późno, ale ostatnio przy badaniu stwierdził, że maleństwo jest nieduże i żeby ją dokładnie wymierzyć potrzeba jeszcze kilku tygodni. Dlatego dopiero teraz. Z lekką obawą przyglądałam się jego poczynaniom, zwłaszcza kiedy zdarzało mu się zamilknąć na dłuższą chwilę… zaraz domagałam się tłumaczenia, czego szuka i jak to ma wyglądać – po czym szukałam razem z nim ;) Trochę stresu mnie to kosztowało, na szczęście jednak okazało się, że Pchełka ma wszystko na swoim miejscu i kompletne. Rozczuliło mnie liczenie paluszków u rąk i stópek – już teraz są takie śliczne że nic tylko całować i tulić :)))) Oczywiście w trakcie badania nasza dziewczynka nie chciała współpracować, co wywołało liczne komentarze ze strony podglądacza. Ale broniłam jej jak lwica – nie musi w końcu poddawać się sugestiom obcego bądź co bądź faceta ;) Już teraz mam w

czysta magia

Uwielbiam być kopana przez moją Pchełkę, tak znienacka :) Wtedy naprawdę czuję, jakbym posiadła jedną z tych magicznych tajemnic życia dostępnych tylko wybranym… zawieszam się w tym poczuciu wyjątkowości z cokolwiek nieobecnym (może głupawym) uśmiechem na twarzy, bo ja JUŻ WIEM :))))))

zen

Jak tak pada i pada, to rodzi się we mnie nastrój cokolwiek filozoficzny. Cierpi na tym trochę praca, bo poza absolutnie koniecznymi kwestiami nie wykazuję się specjalnie kreatywnością ;) Myśli same uciekają i błądzą gdzieś, nie wiadomo gdzie… czasem zupełnie bez celu. Coraz częściej zastanawiam się, co też porabia moja Fasola tam, w środku. Trochę mi smutno, że siedzi tam sama i nie wiem nawet, czy moje pocieszające słowa i głaskania przenikają do jej małej główki i serduszka. Myślę sobie jak będzie wyglądać i jak będzie wyglądać nasze życie we trójkę… tak bardzo chcieliśmy dziecka, że nasze myślenie obracało się głównie wokół tego „chcenia”. Później przyszła radość i szczęście tak wielkie, że prawie nie do opisania. Potem strach i obawa, czy wszystko będzie dobrze. Poczucie odpowiedzialności za nowe życie przychodzi znacznie później i z każdym miesiącem przybiera na sile. Nie jestem jeszcze na tyle blisko rozwiązania żeby martwić się o przebieg porodu, za to świetnie sprawdza się mar

konkurs!

Biorę i ja udział w konkursie na blog miesiąca :) Zapraszam do zaglądania na http://www.blog.przedporodem.pl/

Witamy tatę w gronie wtajemniczonych ;)

Przyszedł czas i na Małża, co bardzo mnie cieszy, bo do tej pory ruchy naszej pchełki były dla niego czysto wirtualne. A w sobotę mała pokazała co potrafi i faktycznie, pierwszy raz kopnęła mnie tak, że brzuch mi się zatrząsł cały. Szczęśliwie akurat w czasie, kiedy Małż próbował coś z jego wnętrza wydobyć ;) Radość ogromna i zaskoczenie na Jego twarzy - bezcenne. Lubi Pchełka tatusia :)))

szósty miesiąc czas zacząć ;)

Cóż, męczące jest to pilnowanie cukru. Dieta zdrowa, ale w momencie nadejścia zachcianki też męcząca ;) Zabawne, że największe zachcianki nachodzą mnie od kiedy wiem, że mam dietkę… przemożna siła autosugestii. Natychmiast wydaje mi się, że akurat tego chcę, czego nie mogę. Ale staram się – przez ostatnie 5 dni wszystkie wartości trzymają się ściśle w normach. Dopiero dzisiejszy nocny pomiar (o 3 w nocy… kto to wymyślił?!?) wyskoczył o dwie jednostki. Podobno powinnam zmieścić się w 100, wyszło 102. Ale to też chyba nie dramat. Ciekawi mnie, co będzie jak te cukry będą dalej w normie – pozwolą mi przestać się dziabać po palcach, czy to już tak do końca? I jak to dalej będzie wyglądać – krzywa cukrowa do powtórzenia? Co z porodem? Czy sam fakt pozostawania pod opieką diabetologa, nawet jeśli z glukozą wszystko ok. coś zmienia w podejściu do ciężarnej i porodu? W weekend „nadejszła wijekopomna chwila” i nawiedziła nas szeroko pojęta rodzinka – wydawałam obiad prawie świąteczny. W sobotę