Posty

Wyświetlanie postów z 2013

Mija :)

Obraz
Nieodwracalnie i niezaprzeczalnie. Ważny był. Pełen niespodzianek i spełnionych obietnic. A także tych niespełnionych... nieważne. Nie lubię podsumowań - co się nie spełniło ma czas w nadchodzącym roku. Całe mnóstwo świeżego, czekającego na wykorzystanie czasu. Zupełnie świadomie zamykam więc drzwi i całą sobą wchodzę w Nowy Rok. źródło Zastanawiam się nad manifestem Noworocznym. Tyle bym chciała od tego roku - spełnionych marzeń, wyśnionych snów, zrealizowanych planów, słusznych założeń, wiekopomnych chwil... jednak przede wszystkim mam plan. Będę żyć lepiej - robić to co kocham i cieszyć się chwilami, które rozgrzewają moje serce. Rozsiewać radość zamiast malkontenctwa. Akceptować siebie i tych, których kocham. Nie szukać dziury w całym. Tak. Jestem gotowa :D

Wymarzonych Świąt!

Obraz
Nasze pierwsze Święta w NASZYM domu. Pierwsza choinka stanęła w kącie pokoju wcześnie i już od tygodnie, ozdabia, tworzy nastrój, łagodzi i uspokaja. Luśka sama ubierała - nawet czubek zamontowała z wysokości tatowych ramion :) Piękna? W momentach przedświątecznego wyciszenia, stworzyłyśmy wspólnie waciane bałwanki - w prezencie dla dziadków. Pomysł podpatrzony u  Agnieszki i Adasia  bardzo się Luśce spodobał i jak rzadko dotrwała do samego końca zabawy. Ostatnie dni upłynęły nam na sprzątaniu i pichceniu. Piekłam z zapałem, a co upiekłam ozdabialiśmy wspólnie. Oto Luśka z piernikowym pozdrowieniem :D  Teraz pozostaje nam jedynie odprasować się i grzecznie czekać na początki świętowania. Czekające nas Święta po raz kolejny będą wyjątkowe bo znów, jak trzy lata temu kiedy zaczynałam pisać bloga, czekamy na kogoś nowego :) Będą to więc dla nas dni wypełnione radością, oczekiwaniem i nadzieją. To dobra wróżba na Nowy Rok :) I tego samego życzymy Wam wszystkim Nadziei.

Nie do wiary!

Jestem... w siódmym miesiącu. Niewiarygodne! Czasem zastanawiam się, jak to się stało. Nie sam fakt znalezienia się w ciąży - przy tym byłam i z racji zawodu teorii też co nieco liznęłam... ale jak ten czas szybko minął. Minął i nie wróci, co coraz częściej odnotowuję z żalem, bo lubię być w ciąży. Nawet z dolegliwościami męczącymi od początku, po prostu fajnie jest :) Zupełnie inaczej mijają mi te ciążowe tygodnie. Na pewno mniej o siebie dbam i słabiej się o siebie troszczę. Kiedy byłam w ciąży z Polą miałam mnóstwo czasu na myślenie wyłącznie o sobie i noszonym pod sercem dziecku. Sporo czasu spędzałam zastanawiając się, jak też 'ono' wygląda, jakie będzie, jak mija mu czas tam w środku. Wstając rano planowałam dzień tak, żeby znalazł się czas na zdrowe jedzenie, na długi spacer... i tak dalej. Teraz zostało z tego prawie nic. Trzymam dietę ze względu na cukier, to tyle. Kursowanie między żłobkiem a pracą i znów żłobkiem wymaga samochodowych rajdów, o długich spacerach zapom

Spóźniony Mikołaj

Obraz
Szaleńczo nam się opóźniły wymiankowe Mikołajki :( Winna temu poczta polska i perturbacje zdrowotne naszego dwupaku. Drugi Potomek zastrajkował w ubiegłym tygodniu przeciw nadmiernemu tempu życia i skończyło się szpitalem. Szczęśliwie poważniejszych konsekwencji nie było, ale zdążyłam najeść się strachu. Paczka z  Mamowo-Blogowej Wymianki Mikołajkowej  też dotarła do nas nieco opóźniona, tak że udało mi się ją odebrać dopiero po szpitalnych wojażach. W tym roku dostałyśmy cudowną paczkę od organizatorki zamieszania, czyli  Agnieszki  :) Radości przy otwieraniu było mnóstwo, bo paczka solidnie i pięknie zapakowana. A ile szczęścia na Luśkowej Buźce wywołała wiadomość, że Mikołaj zostawił specjalnie dla niej paczkę u pani na poczcie!!! Wypakowywała więc Młoda Dama i rozdzielała (prawie) sprawiedliwie :D Słodkości paczkowe były oczywiście wszystkie dla Poli... Małżowi udało się wykraść jedynie rewelacyjne śląskie Kopalnioki - chyba dlatego, że opakowanie było czarne ;P Teatrzyk palu

Hello December

Obraz
Niepokojąco wpadłam w rytm comiesięcznych wpisów i chociaż wstyd mi za każdym razem kiedy zaglądam do Was, nie bardzo wiem jak ten stan zacofania postowego zmienić. Codzienność pożera - niezauważalnie, po cichutku ale nieubłaganie. I każdego wieczora okazuje się, że znów całe stadko spraw ważnych i ważniejszych ukryło się przede mną. Nie ogarniam... przerażają mnie naukowe zaległości, z których muszę wybrnąć przed porodem. Większość 'wolnych' popołudni i wieczorów spędzam w laboratorium goniąc w piętkę i ciągnąc za uszy kilka "megaważnych" projektów - wydaje się że bez szans na sukces. Pozostały czas poświęcam Luśce, która po żłobkowych szaleństwach jak nigdy wracając do domu garnie się do przytulania i szeptania w uszko. Te wieczorne chwile turlania się w pościeli i opowiadania sobie rzeczy przeróżnych są dla mnie niezwykle cenne bo koją całodniowe bóle i żale. Żałuję tylko że tak krótko trwają. I ciąża się gdzieś w tym wszystkim gubi. Czasu na zastanowienie, czy naw

Nowi towarzysze chorobowych zabaw

Obraz
Tak, znowu zaliczyłyśmy z Luśką zwolnienie. Tak, zapalenie gardła. Tak, antybiotyk :/ Oczywiście dałam się zaprątkować błyskawicznie. Zamknięte w czterech ścianach, w ciągu dwóch tygodni przerobiłyśmy  chyba wszystkie rozrywkowe opcje. Przeczytałyśmy wszystkie książeczki (a myślałam że biblioteczka pojemna, phi!), zbudowałyśmy ze każdych klocków wszystkie wieże świata. I zagrody. I zamki. Byłyśmy w wirtualnym zoo i ułożyłyśmy po kolei wszystkie nasze puzzle. W wannie puszczałyśmy papierowe statki i wykąpałyśmy całkiem pokaźne stadko dinozaurów. Ale najtrudniej było wtedy, kiedy już przeszła gorączka i objawy chorobowe zniknęły jak za dotknięciem magicznej różdżki. Kiedy Luśka odzyskała całą swoją energię i zaczęła ‘chodzić po ścianach’. Ona pierwsza. Mnie niestety, bez leków, trzymało znacznie dłużej. Ona z przepaską na oku w namioty, szałasy, bunkry… heh, a ze mnie mierny partyzant. Musiałam obmyślić coś bardziej statycznego, żebym nie wypluła płuc :) I wymyśliłam. Rękodzielniczo jes

...

... niech mnie ktoś przytuli...

Żłobek, miesiąc 1. Ciąża, miesiąc 4.

Obraz
Długo mnie nie było. Naprawdę długo. I teraz w głowie mam taką gonitwę myśli, że sama nie wiem, co powinno ukazać się jako pierwsze :) Najpierw czekałam z wnioskami żłobkowymi, żeby nie pisać na gorąco. Potem dopadła nas obie choroba, a zaraz później… następna. Od poniedziałku wróciliśmy wszyscy do jako takiej normy i staram się poukładać wszystkie refleksje. Na pierwszy ogień: żłobek. Nasz żłobek jest państwowy. Nie było w nim dni adaptacyjnych, ani integracyjnych ani nic podobnego. W połowie sierpnia otrzymaliśmy informację, żeby przyprowadzić dziecko drugiego września z zapasem pieluch (nasza droga do nocnika jest wyjątkowo wyboista, ale o tym kiedy indziej) i ubrań na zmianę. Tyle. Trochę nam się to zimne i bezduszne wydało, więc Małż wybrał się z Luśką do żłobka na tzw. Partyzanta :) Obejrzeli co się dało z zewnątrz i zapukali do dyrekcji. Dyrekcja, mimo że wzięta z zaskoczenia, stanęła na wysokości zadania i oprowadziła moją drużynę po wszystkich kątach. Zaprowadziła do s

Gdzie, jeśli nie w domu?

„W co się bawić? W co się bawić, Gdy możliwości wszystkie wyczerpiemy ciurkiem?  Na samą myśl pot zimny zrasza zaraz czoło  I mniej wesoło pod Czerwonym ci Kapturkiem  W co się bawić? W co się bawić? Tych wątpliwości nie rozwieje żadna wróżka,  Kopciuszek dawno przestał grać w inteligencję, Inteligencja już nie bawi się w Kopciuszka.  Niedobrze jest, gdy czyha nuda,  Gdy nie chcesz grać już w berka czy czarnego luda,  A kiedy nawet już nie będą miały wzięcia  Szare komórki do wynajęcia”                                                                                                  Wojciech Młynarski "W co się bawić" Pomysłów na zabawy w domu na razie nam nie brakuje. I nuda w oczy nie zagląda, co to to nie! Czasem jednak trzeba wyjść do ludzi. W obliczu zbliżającego się żłobka  a później przedszkola spotkaliśmy się z sugestią, że dobrze by Luśce zrobiły zajęcia grupowe. Rozpoczęłam więc poszukiwania. Olsztyn nie jest dużym miastem i jakoś n

Jaką będziesz starszą siostrą?

Obraz
Ostatnio często zadaję sobie to pytanie patrząc na Polę.  Mam w domu zupełnie niesamowitą, niepowtarzalną dwulatkę. Pogodną i uśmiechniętą, rozgadaną i rozśpiewaną. Ciekawą wszystkiego. Włażącą i wspinającą się wszędzie – gdzie się da i gdzie teoretycznie się nie da ;) Kochającą zwierzęta mniej lub bardziej futerkowe (a naszą Miećkę darzącą uwielbieniem) . Prowadzącą arcypoważne rozmowy z nami, dziadkami, a także z dziećmi na placu zabaw, podwórkowymi kotami i drewnianą królewną :D Kocham ją nad życie – jest mądra, zabawna i z całą pewnością ma dobre serduszko.  Ale jest też niepokorna, asertywna i przyzwyczajona do niepodzielnej uwagi wszystkich otaczających ją dorosłych. Jak sprawdzi się jako starsza siostra? Jak przygotować ją do konieczności podzielenia się uczuciami  i czasem rodziców z maleństwem, które się pojawi? Jak rozmawiać, co mówić, żeby ta zmiana nie oznaczała dla niej łez niezrozumienia i poczucia odrzucenia? Ja sama muszę chyba poukładać sobie w głowi

Najnowsze wieści z podwórka...

... od marca będzie nas czwórka :)

Odpowiadam

Obraz
Kilka dni temu zostałam wyróżniona przez  Sylwię  i zaproszona do zabawy Bardzo dziękuję za wyróżnienie i niniejszym postem wypełniam moją powinność :) ZASADY Nominacja Liebster jest otrzymywana od innego blogera   w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę".   Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów,   więc daje możliwość ich rozpowszechniania.   Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań   otrzymanych od osoby, która Cię nominowała.   Następnie Ty nominujesz 5 osób (informujesz ich o tym)   oraz zadajesz im 11 pytań.   Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował. MOJE ODPOWIEDZI 1. Czarne czy białe?   W teorii białe, w praktyce zwykle wychodzi na szaro. 2. W prawo czy w lewo?   W lewo. Ja mańkut jestem :) 3. Szarlotka czy sernik?   Jeśli mam być szczera, najchętniej schab. 4. Dzień czy Noc?   Noc. 5. W góry czy nad morze?   Lubię góry ale jestem wodne zwierzę więc nad morze. 6. Kot czy pies?

Kiedy pada.

Obraz
Dni jak ten, kiedy od rana pada nam na głowę, mają swój specyficzny urok. Luśka w ogóle się cieszy z deszczu – w końcu to woda, kalosze można włożyć, w kałużach poskakać… a błoto to taki przyjazny materiał kosmetyczno-budulcowy ;) Dla mnie deszczowy dzień oznacza więcej czasu w domu. Pomiędzy godzinami czają się chwile tylko dla mnie, pięciominutówki z herbatą albo telefonicznymi plotkami. W antraktach sztuki o garnkach i ścierkach momenty refleksji i zamyślenia :) To nic, że pochmurno. Że świat wokół w szarościach – ja lubię szarości i lubię deszczową ciszę. Poza tym… wieczory po deszczu mają swoją magię. Jakoś tak dobrze się zrobiło i z dużą pogodą spoglądamy ostatnio w naszą rodzinną przyszłość :D

Luśka lubi

Obraz
Poranne lenistwo. Po tacie z pewnością :) Nie dotyczy to oczywiście weekendów, kiedy staje rześka jak skowronek zanim jeszcze na dobre się rozwidni ;) Malować. To kolejna faza, przyszła zaraz po naklejkach :) zaczęła się od kupionych przez matkę rodzicielkę (w tej roli ja) akwareli celem stworzenia laurki na dzień taty. I miłość do malowania wybuchła w Luśce potężnym płomieniem. Farby wodne, do wanny, plakatówki, do malowania palcami. Technika dowolna. Temat, cyt. Dom, miau (czyt. kotek), ato (czyt. auto), dzidzia, tatuś, mamusia, balon, jajo… tu akurat trwa ciągły progres :D Mleko. Dopóki budziła się w nocy, jakoś mi się to w oczy nie rzuciło. Teraz ,kiedy budzi się rano, komenderuje (bardzo ładną polszczyzną nomen omen): Mamo, idź rób mleko dla Poli. TERAZ. Musi być mleko wieczorem i rano. Bezwzględnie. Śpiewać. Podśpiewuje sobie przy zabawie, tworzy nowe piosenki. Na całe gardło śpiewa przez balkon „Dino pociag naaaasz, Dino pociąg nasz”, „dzit ma baldzo otle tły”,

PoLuśka

Obraz
W dwóch wydaniach: codzienno-ogrodowym i świąteczno-wizytowym. Czy muszę dodawać, że kocham ją bezgranicznie?

Uwielbiamy...

Obraz
...czereśnie. Wszyscy troje:D A że w rodzinie najważniejsza praca zespołowa - jest trzymacz, podawacz i człowiek od brudnej roboty ;P P.S. Na drabinę wlazła sama... 

T.A.T.A.

Obraz
    Jestem szczęściarą. Mam najwspanialszego na świecie tatę. Tatę, który wszystko potrafi i zawsze mi pomoże. Który odda wszystko, żebym była szczęśliwa. Który wysłucha, wesprze, przejedzie pół świata żeby znaleźć dla mnie to, czego bezskutecznie szukam. Który jest ze mnie dumny w momentach szczęścia i nigdy nie zostawi mnie samej kiedy świat usuwa się spod nóg. Bardzo kocham mojego tatę i kiedy pomyślę sobie jakie mam szczęście że go mam, nieodmiennie się wzruszam.     Moja córka też jest niesamowitą szczęściarą :D Ma tatę, który zawsze ma czas i ochotę spędzać z nią czas. Dla którego jej dobro i szczęście są zawsze priorytetami. Który ma głowę pełną pomysłów na nowe wyzwania i kreatywne zabawy. Który chce ją nauczyć wszystkiego co sam potrafi i dużo, dużo więcej. Który jest zawsze, kiedy w nocy przyśni się zły sen i nawet na wpół śpiący, zawsze odpowiada na wołanie z łóżeczka. Który dba o nią bardziej niż o siebie samego i walczy o jej przyszłość jak lew. Na którego obie zawsze i

Pozdrawiamy...

Obraz
...ze słonecznego długiego weekendu :)

Siama.

Obraz
Odsmoczkowała się. Sama. Nie wiadomo kiedy i jak, po prostu się stało. Po raz kolejny udowodniła, że za nic ma rodzicielskie plany i skedżule :D Z odpieluchowaniem tak łatwo niestety nie pójdzie. Na nocnik reaguje jak na zapowiedź Hiroszimy co najmniej i z gołym tyłkiem potrafi zwiać w najciemniejszy kąt z prędkością światła. Nie bardzo możemy się dowiedzieć o co chodzi z tym strachem. Wywiad środowiskowy nie wskazuje żadnych realnych obaw, urojeń tym bardziej. Innymi słowy gra - ale, o matko, jak skutecznie ;) Są jeszcze takie dni (najwyraźniej dane matce jako ten wyjątek potwierdzający regułę), że siada na nocnik niemal ze śpiewem na ustach. Siada i gada. Zrobi, wstanie, pożegna się z wydalinami kurtuazyjnie - no problem. A potem znów slalom z przeszkodami. Wszystko chce teraz sama. Schody, winda, wdrapywanie się do samochodowego fotelika. Łyżka, widelec, nóż... cholera, nóż! Tępy nie tępy, fobia mi została. Nawet do wanny chce sama włazić ;) I gada. Bez przerwy, nie jestem przekon

Moje dziś

Obraz
Z braku czasu zapominam ostatnio o wszystkim, łącznie z blogiem. Dłuższy post jednakowoż smaży się i już za chwileczkę... a tymczasem kadr z NAJukochańszej bajki Luśki. Ona-kocha. Ja-oglądam i choć często padam ze śmiechu powiem Wam - codziennie czuję się jak ten miś :D

Ogon.

Anegdotka wczorajszego wieczoru: Luśkowy tata okupuje toaletę. Moja córka, stęskniona widocznie, postanowiła do niego dołączyć. Nagle z łazienki słychać:  - Mamooo! - Chwilkę skarbie, już idę. - MAAAMOOOO!!!! Lecę więc do łazienki. Luśka stoi ze wzrokiem i paluszkiem utkwionym w wiadomej części ojcowskiej anatomii. - MAMO, OGON! no comment.

Rdzewieję.

Historia wczesno-poranna: Idę sobie chodnikiem, trzymając w dłoni małą, cieplutką rączkę. Słonko świeci, niebo błękitne, poranny chłodek ustępuje prawdziwie wiosennej pogodzie. Drepczemy na autobus. Katem oka widzę zbliżającą się z prawej postać. Jest drobna i szczupła (swoją drogą jakieś ewolucyjne przystosowanie nowego pokolenia). Kolorowe dżinsy, trampki, grzywa malowniczo przesłaniająca jedno oko. Śliczna. Zmierza ku nam chodnikiem prostopadłym i ani chybi spotkamy się na krzyżówce. Prawym okiem rzucam po raz ostatni (z podziwem) i wkraczam na chodnikową część wspólną. No i niestety taranuje nas ten piękny blondowłosy czołg... Zupełnie nie tego się spodziewałam, więc osłupiałam na małą chwilkę. A potem (biję się w piersi) zaczęłam złorzeczyć - o sikso, taka smaka, owaka!!!! Bo przecież JA szłam, z dzieckiem przecież, i przecież starsza i w ogóle. Jak mi już ulżyło i cały jad wypłynął uderzyła mnie ta straszna myśl - STARZEJĘ SIĘ.

Wyniki rozdawajki i mysie ogonki

Obraz
Nie udało mi się wczoraj... Z pracy wyszłam, a właściwie wyczołgałam się dopiero po 19, ze zwisem ramion sięgającym kolan co najmniej  i zwyczajnie wypadło mi z głowy. Wybaczcie! Dziękuję wszystkim, którzy zostawili pod 'świątecznym' postem komentarz zgłaszając się do zabawy :P Do rozdawajki zgłosiło się piętnaście osób , spośród których sprawny system elektroniczny wylosował jedną: Gratuluję  Niezła Żono!  Prześlij mi proszę dane do przesyłki na monsoon@interia.pl a zaraz wyfrunie do Ciebie moja wiosenna niespodzianka :D Z rzeczy bardziej przyziemnych... udało mi się skłonić Luśkę do zabiegów fryzjerskich, na co posiadam dowód :D

Nasz zając

Obraz
W przedświątecznym zamieszaniu nie zdążyłam się pochwalić paczką z zającowej wymiany organizowanej przez  Agnieszkę . Już drugi raz brałyśmy z Luśką udział w tym zacnym projekcie i ofizjalnie zapowiadamy że nie ostatni :))) Prezencik od Mamy Adama  dotarł do nas jeszcze przed świętami i jeśli mam być szczera, do dziś niewiele z niego zostało :D No, ale po kolei! W naszej paczce skrywało się takie oto, pięknie (ręcznie?!?) ozdobione pudełeczko. Była też kartka z osobistym podpisem (niestety, Luśka potraktowała ją z nadmierną uczuciowością i nie zostało nic do udokumentowania :P). A we wnętrzu pudełeczka, czarujące zapachem 'dzikie masło' :D Oświadczam uroczyście, że Buerre de Karite, czyli masło shea w czystym wydaniu zostaje od dziś moim kosmetykiem numer 1. Obłędnie pachnie, cudnie rozpuszcza się w dłoniach, posmarowana skóra błyskawicznie odzyskuje elastyczność a nawilżenie utrzymuje się baaardzo długo :) Można je stosować u dzieci, co skwapliwie wykorzystałam. i po

Wielkiej Nocy!

Obraz
Każdy czeka. Jedni aż coś się zacznie, drudzy aż coś się wreszcie skończy, jeszcze inni na kogoś lub coś (przypuszczalnie większość na zmianę pogody) :D Na miłość, nadzieję, siłę, spokój... Z okazji Świąt życzymy wam wszystkim tej WIELKIEJ NOCY... niech każdemu z Was 'stanie się' to, na co czeka najbardziej :) Zdjęcie pochodzi z witryny:http://www.babyboom.pl/forum/staramy-sie-f66/kto-po-vitro-26936/index4404.html

A trip to elswhere

Obraz
W poprzednim poście wspomniałam już, że wyjątkowo trafiony przez Srokę  nowy nagłówek bloga bardzo dobrze oddaje to, co dzieje się w mojej głowie. Zawsze tak na mnie działa przedwiośnie i 'pozimie'... w okresach przejściowych mam ochotę oddalić się mentalnie od wszystkiego co dzisiejsze lub wczorajsze i całkowicie zatopić się w myślach. Czasem ten trend oscyluje w kierunku melancholii, czasem bliżej mu do rozmarzenia. A czasem, nie ukrywam, jest to klasyczna bezmyślna zawieszka :D W takich chwilach uciekam myślami do momentów, które odcisnęły się na mojej pamięci... migają ich dziesiątki pod zamkniętymi powiekami - a każdy pieści duszę znajomym szeptem i ciepło się robi koło serca. Uciekam (jeśli tylko mogę, fizycznie) do miejsc, gdzie się rodziły i dojrzewały moje marzenia :) Wiem, nie wygląda to na jakieś 'szczególne' miejsce, ale ci, którzy w takim środku niczego stawiali kiedyś swój kilkutygodniowy dom, znają takie miejsca :) Kiedyś, dobre dziesięć lat te

reaktywacja, regeneracja i świętowanie :)

Obraz
Nowe Manewry :D Wróciłyśmy do żywych po dłuższej przerwie, notując po drodze serię przełomów, zakrętów i nowych początków. Przyszedł więc czas zacząć od nowej karty i nasze blogowanie. Za zasługą najulubieńszej ciotki Sroki   (Tu! Tu!) , matki astrologicznego brata mojej córki, odmienił się nasz image na wiosnę :D Same przyznajcie, jest cudnie...kolory piękne, a w nagłówku niemal wierne odzwierciedlenie zawartości mojej głowy :P Dziękuję, DZIĘKUJĘ !!!! Wiosna zakrada się do nas cichutko i sezon poligonowy na pewno już się zaczął. Na naszym lokalnym poligonie też ciągle nowe podchody i manewry, bo Luśka w bunt dwulatka wkracza wielkimi krokami i jeńców nie bierze :) Nawet nie zauważyłam, jak z nowym rokiem na moim liczniku odwiedzin pojawiła się liczba 20 000. Rozpoczynając pisanie nawet bym nie pomyślała o takim osiągu. Bardzo Wam dziękuję za odwiedziny i komentarze! Wasze towarzystwo na tym blogowym podwórku naprawdę wiele dla mnie znaczy :D Z tej okazji, z pewną taką nieśmiałością

Girls night out :)

Obraz
Bibułki matujące - check! Puder - check! Połyskliwe cienie - check! To takie lepkie, kolorowe, co nie chce zejść z rajstopek - check! To jak mamo, kiedy ruszamy w miasto?

O „słodkich” snach raz jeszcze

Obraz
Niech was nie zmyli Luśki słodka buźka. Nie dajcie się zwieść pełnym niewinności rumieńcom sugerującym głęboki sen sprawiedliwych… cokolwiek chcielibyśmy powiedzieć o snach naszej latorośli, na pewno nie są one ani głębokie ani długie. Nie do końca wiadomo co się wydarzyło i gdzie leży przyczyna. Niemal co noc, w okolicach drugiej-trzeciej budzi nas dziecięcy płacz, który ciężko ukoić. Sprawdzamy wszystko: gazy-nie. Pić-nie. Mleko-nie. Smoczek-nie. Przytulanie-nie. Czasem nawet przenosiny do naszego łóżka nie pomagają i zostaje męczące łkanie. Po takim śród-nocnym zaśnięciu  Luśka spokojnie śpi w łóżeczku do rana… czasem ją muszę budzić po siódmej, ale tu akurat przyczyna nie jest żadną tajemnicą.  Martwię się…         Poza-sennie jest za to cudownie. Fajną mam córkę – mądrą, ciekawą świata, uśmiechniętą :D Nowe słowa wypływają prawie codziennie. Genialne literkowe magnesy - wygrana u Ambiguity (pochwalę się następnym razem) skłoniła Luśkę do czytania – staje Pola pod lodówk

Jak mówi piesek??

Obraz
Nasza Miećka nie szczeka. Szczekanie ma w głębokiej pogardzie i jedynymi wykorzystywanymi przez nią 'onomatopejami' są charakterystyczne dla bokserów parskania i śpiewy, czy raczej ciche zawodzenia wynikające z dzikiej radości. Miećkowa awersja do hałasu jest faktem powszechnie znanym i przez bliższą i dalszą familię uznawanym za całkiem normalny. Nie zmienia to jednak faktu, że owa bliższa i dalsza usilnie próbuje na Luśce wymusić skojarzenie: piesek=hau, hau! No a jakże to, skoro oczywistą oczywistością jest, że piesek = buuuu buuuu? Na nic powtarzanie, próby puszczania "właściwych" psich odgłosów z nośników różnej maści - Luśka wie swoje i już :D  Podobnie jest z rybką, przez Polkę ochrzczoną roboczym 'lili'... szczęśliwie nie osiągnęliśmy jeszcze punktu pytań niechcianych, więc imieniem 'lili' tytułowane są bez żenady i po równo rybki akwariowe, rybka mini mini i makrele w supermarkecie. Wszelakie próby rozróżnienia produktów spożywczych od ulubie