Witam serdecznie po raz pierwszy- uroczo na Twoim blogu - tak samo, jak urocza jest TWoja córcia - w obu wydaniach - ładnemu we wszystkim łądnie, czyż nie? Pozdrawiam:)
Nieodwracalnie i niezaprzeczalnie. Ważny był. Pełen niespodzianek i spełnionych obietnic. A także tych niespełnionych... nieważne. Nie lubię podsumowań - co się nie spełniło ma czas w nadchodzącym roku. Całe mnóstwo świeżego, czekającego na wykorzystanie czasu. Zupełnie świadomie zamykam więc drzwi i całą sobą wchodzę w Nowy Rok. źródło Zastanawiam się nad manifestem Noworocznym. Tyle bym chciała od tego roku - spełnionych marzeń, wyśnionych snów, zrealizowanych planów, słusznych założeń, wiekopomnych chwil... jednak przede wszystkim mam plan. Będę żyć lepiej - robić to co kocham i cieszyć się chwilami, które rozgrzewają moje serce. Rozsiewać radość zamiast malkontenctwa. Akceptować siebie i tych, których kocham. Nie szukać dziury w całym. Tak. Jestem gotowa :D
Udało się! Długo nie chciałam się chwalić, żeby nie zapeszyć, ale od kilku miesięcy Luśka korzysta z pieluszek tylko na noc i dłuższe podróże. Radość nasza wielka tym bardziej, że już wkrótce wydatki na pieluchy ulegną co najmniej podwojeniu (!). Jest więc realna szansa na uniknięcie rodzinnego bankructwa ;))) Młoda Dama dumna jest z siebie prawie tak jak my... ale nasza droga do pożegnania pieluszek była długa i kręta, oj kręta! Luśkowa przygoda z nocnikiem zaczęła się około 10 miesiąca życia. Opiekujący się Polą dziadek, jako jednostka uparta i konsekwentna, sadzał małą dupkę na nocnik regularnie. Siadanie odbywało się chętnie i bez oporów, ze skutkami jak to w tym wieku bywało różnie. Udało się, albo i nie, ale każdy sukces witany był z ogromnym entuzjazmem. Niestety nie mogę powiedzieć, żeby nocnikowy bakcyl został chwycony. Nie wiadomo też dokładnie co się stało (każdy z zainteresowanych, poza Luśką oczywiście, ma swoją wersję) w każdym razie w którymś momencie nocnik stał się wr
To chyba najdłużej pisany przeze mnie post. Zaczęłam go pisać w 2014 roku i od tego czasu ciągle na nowo go przemyślam, modyfikuję. Bo to najważniejsza z moich misji i jednocześnie najtrudniejsza. Także nie wiem, czy ta wersja jest już ostateczną ;) Po pierwsze rodzina. Skała. Ostoja. Żelazny punkt z życiorysie, niezmienny, ciepły i bezpieczny. Staramy się budować w dzieciach poczucie bezpieczeństwa w rodzinie. Wynikające z poczucia przynależności, z zaufania i miłości. Mamy ogromne szczęście, bo oboje mamy dobre wzorce rodzinne. Pochodzimy z ciepłych, kochających się domów, co zbudowało nas na tę dorosłość w której sami tworzymy nasz DOM. Mamy też dzięki temu szeroki, ciepły i pełen miłości krąg bliskich osób, w którym nasze dzieci mogą bezpiecznie wzrastać budując swoje "ja". To nie do przecenienia i, zwłaszcza patrząc z perspektywy dzieci niełatwo nawiązujących kontakty rówieśnicze, najlepsze co można im zaoferować. Po drugie dobroć. Niby takie proste. Wierzę, że warto być
W obu wydaniach piękna :D
OdpowiedzUsuńsenkju :D Chociaż moja w tym zasługa co najmniej połowiczna ;)
UsuńJeżu toż to już dziewczyna nie jakiś bobasek dorosła pannica :*
OdpowiedzUsuńA jakże! W Michale też już bobasa trudno się dopatrzeć... dwójka puka do drzwi ciociu Sroko, nie ma na to rady ;)
Usuńw oby wydaniach do schrupania - i jak "wydoroślała"
OdpowiedzUsuńStrach pomyśleć co to będzie dalej :)
UsuńO matuuuniuuu, jaka Ona już duża:O
OdpowiedzUsuń:D
HA! Moja w tym zasługa poniekąd - karmię i dopieszczam jak mogę :D
Usuńogrodowe cudowne!
OdpowiedzUsuńDzięki! I to skupienie na obliczu... bezcenne :P
UsuńWitam serdecznie po raz pierwszy- uroczo na Twoim blogu - tak samo, jak urocza jest TWoja córcia - w obu wydaniach - ładnemu we wszystkim łądnie, czyż nie? Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTak mówią :D Cieszę się że do mnie trafiłaś :)
OdpowiedzUsuńBoziu, jaka ona dorosła się wydaje, jakoś inne dziecia wyglądają wszystkie na bardziej dorosłe niż moje:D ale piękna jest w tej sukienusi!!!!
OdpowiedzUsuńMnie się też wydaje zawsze, że ona taka malutka i inne dzieci wyglądają "doroślej" :D
OdpowiedzUsuń