Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2011

urlopie - nadchodzę ;)))

Obraz
Opuszczam chwilowo swoją poczekalnię i Was dziewczyny... nie ukrywam, że z pewnym żalem. Wybywamy z Małżem na tydzień do lasu odpocząć, więc o necie nie ma mowy ;) Do zobaczenia wkrótce!!!

bez przewrotu :(

Wczorajsze badanie USG ujawniło niestety miednicową pozycję Pchełki. W związku z nieuchronnym zbliżaniem się końca ciąży gin kazał mi się mentalnie szykować na cesarkę :(  Mała na dzień dzisiejszy waży 1900g i zmniejszają się szanse na spontatniczny obrót główką do dołu. Nie wiem sama jaka jest szansa, że w tych ostatnich tygodniach ułoży się jeszcze jak należy - na razie lewituje półskosem, dupką prościutko ku dołowi. No cóż, nie można miec wszystkiego...

Jaka pani dzielna :)

Trochę schłodziło się na zewnątrz, za co jestem losowi bardzo wdzięczna, bo może nie tyle upały, co ta straszna duchota i brak powietrza które można by nabrać w płuca, zaczęły mi się dawać we znaki. Poza tym lubię burze :) Takie buntownicze, gniewne epizody pogodowe zawsze wprowadzają mnie w refleksyjny nastrój. Oczywiście po kilku dniach będę marzyć o powrocie słonecznych dni, ale kto powiedział, że w tym stanie muszę być konsekwentna?   Z żalem stwierdziłam, że oprócz tego, że stojąc przestaję widzieć własne stopy, mam też coraz większe kłopoty z zadarciem nóg na większe wysokości. Znacznie mnie to ogranicza pielęgnacyjnie, postanowiłam więc zrobić sobie małą przyjemność i wybrałam się na pedicure. Obietnica lakiero-żelu, który utrzyma się na paznokciach   „co najmniej miesiąc”, czyli teoretycznie do porodu mnie skusiła :). Tym bardziej, że w sobotę czekało nas wesele… Kupno weselnej sukni na 34-tygodniowe brzuszysko nie jest sprawą ani łatwą, ani specjalnie przyjemną zważywszy na pa

Hot & Milky

Wczorajsze zajęcia w szkole rodzenia poświęcone były laktacji i karmieniu piersią. Miałam pewne zastrzeżenia do niektórych teorii – do umysłu nie wszystko przenika drogą prostej osmozy :) Jak słuchałam, że na pękające i krwawiące brodawki najlepiej posmarować się własnym mlekiem i zostawić do wyschnięcia to coś w mózgu zastukało mi niepokojąco. Ale większość informacji i ćwiczeń była pomocna, więc puściłam w niepamięć drobne nieścisłości.   Oczywiście podstawowa mantra przyszłej matki: karmić, karmić, karmić… jak boli karmić, jak pęka karmić, jak puchnie – też karmić. Nie mam nic przeciwko takiemu uporowi, sama chciałabym karmić piersią od samego początku i szczęśliwie jak najdłużej. Myślałam jednak, że kwestia krwawiących brodawek uniemożliwia karmienie przynajmniej do wygojenia, tymczasem pani położna z uporem maniaka powtarza, żeby nie wiem co nie przerywać karmienia. No nie wiem. Wizja Pchełki przyssanej do cyca i spływającej mleczno-krwistą mieszaniną jak jakiś Conan Barbarzyńca…

Zmora czereśniowej słodyczy i inne codzienne zmorki

Obraz
Czereśnie to ZŁO. Lody to ZŁO. Truskawkowy koktajl, albo zimny arbuz… ZŁO. Za to niesamowicie przyjemne, więc z okazji ostatniego w tym roku ciężko pracującego weekendu postanowiłam ulżyć sobie trochę i zafundować kilka zakazanych przyjemności ;). Nawet za bardzo nie drżę na myśl o czwartkowych komentarzach pani diabetolog… w końcu to nie ja się domagam tylko moja Pchła brzuszkowa potrzebuje energii do nowych skoków i wygibasów ;))).   Za to po weekendzie czas na powrót do żywieniowego reżimu – mimo upałów i zniewalającego słońca. Wodę pochłaniam litrami a każdy ciuch lepi się do ciała... ale na zewnątrz tak pięknie! W pracy na szczęście mam chłodno, więc nie piekę się od rana do wieczora. Chociaż po całym dniu słońca jestem zmęczona jak po fizycznej pracy… Zabawne – każdego dnia zatrzymuje się w zadziwieniu nad tym, jak codzienność może być jednocześnie tak niezwykła i magiczna oraz tak niesamowicie męcząca. Fenomen. Powoli kompletujemy wyprawkę. Pierwsza Pchełkowa bryka stoi sobie i

33.

Obraz
Zaczynamy 33 tydzień. Tym samym osiągnęliśmy etap odbywania wizyt kontrolnych co dwa tygodnie. Zapiski w kalendarzu gęstnieją mi coraz bardziej a lato nie skłania do wytężonych wysiłków, oj nie! Szkoła rodzenia okazała się dobrym wynalazkiem – mimo tego, że jako przyszła mama przekopałam się przez kilka poradników i dziesiątki artykułów w necie, sporo się uczę. A dla Małża to świetne przygotowanie do tego co będzie i jednocześnie doskonała szkoła wyrażania emocji. Rzadko mam okazję słuchać jego wątpliwości i obaw, bo zwykle skupiamy się na moich i mój ukochany występuje w charakterze pociesza cza/uspokajacza. Więc szkoła na plus. Zostały nam jeszcze trzy zajęcia, skończymy akurat z początkiem urlopu… w końcówce czerwca wybieram się na zasłużony tygodniowy wypoczynek „do lasu”. Rodzina powitała ten pomysł z powątpiewaniem i wczorajsza wizyta u gina wyglądała w dużej części tak, że Małż wytaczał działa pt. „A czy żona może…?” a ja się okopywałam. Na szczęście wszystko u nas w porządku, l