Przedszkolak

Od pierwszego września Luśka powędrowała do trzylatków. Powędrowała chętnie i bez oporów, bo bardzo już tęskniła za dziećmi. Obawialiśmy się zmiany budynku, pań, kolegów bo Luśka naprawdę pokochała swój żłobek i ciocie. I nawiązała w grupie pierwsze przyjaźnie a większość z jej koleżanek i kolegów z grupy pozostała w żłobkowej grupie przed-przedszkolnej. O pójściu do przedszkola mówiłyśmy sobie wielokrotnie podczas naszej drogi porannej, bo Luśkowy żłobek 'siatka w siatkę' z przedszkolem. Pola chciała wiedzieć, czemu ona tu a inne dzieci tam więc kolejność na drodze edukacyjnej miała opanowaną. Ale wiedzieć to nie to samo co doświadczyć. Kiedy więc zaczęły się wakacje zaczęliśmy, najpierw niby przypadkiem i przy okazji, a później już normalnie rozmawiać z nią o "tym nowym". Opowiadaliśmy co to znaczy zamienić żłobek na przedszkole. Że gdzie indziej - parę razy pojechaliśmy pod nowe przedszkole na spacer, obejrzeliśmy z zewnątrz plac zabaw, wspólnie pozaglądaliśmy przez dziury w siatce :) Że nowe panie - już nie ciocie, ale może tak samo fajne i miłe. Że nowi koledzy - bo maluszki zostają w żłobku a Luśka już przecież wyrosła ze żłobkowych półeczek, krzesełek i stoliczków. Że dalej będzie się głównie bawić ale też będzie się uczyć wielu nowych, ciekawych rzeczy. Tak sobie opowiadaliśmy, ale nie na siłę i raczej wtedy, kiedy Luśka pytała lub temat sam wypływał. W środku gorącego sierpnia, w dialogach przedsennych pada w końcu:
- Mamo, a kiedy ja pójdę do przedszkola?
- Pewnie we wrześniu, a chciałabyś już?
- Tak, bo ja już jestem duża i mam duuuuży mózg!!!
Nie wiem skąd się pojawił ten mózg i jak nastąpiła korelacja ale nie pierwszy raz mnie zadziwia własne dziecko :) Zamarłam z uśmiechem na ustach a ona najspokojniej na świecie usnęła. Od tego dnia temat pojawiał się regularnie i musieliśmy odpowiadać na niekończące się pytania. Trochę spokojniejsi odpowiadaliśmy cierpliwie licząc, że temat został w miarę możliwości oswojony.
Największy krok zrobiliśmy jednak dzięki Kudłatej. Nieświadomie pozwoliła Luśce poczuć dumę z zostania przedszkolakiem. Rano, przy ubieraniu, Kudłata często traci cierpliwość - w końcu przecież wstała i ja wstałam. Dlaczego więc zamiast zapewniać konsumpcję latam jak wariat łącząc ze sobą części garderoby i plotąc w biegu warkocze? Pojawia się marudzenie.
- Mamo, krzyczy Luśka, Tosia się złości! Czemu ona się złości? 
- złości się kochanie, bo też by chciała pójść do przedszkola, ale nie może bo jest za malutka
- naprawdę? A może zapytamy panią, może pozwoli tosiulce, ja się nią będę opiekować.
Pojechałyśmy. Śmiertelnie poważnie zapytałyśmy a pani równie poważnie zaprzeczyła. Kudłata trzymając się w konwencji, załkała.
- mamo, Tosi jest smutno że nie może ze mną pójść do przedszkola. Nie martw się Tosiulku, ja pójdę sama a potem wrócę i wszystko ci opowiem.
Tiaaa... się wzruszyłam oczywiście :)
Później przyszły dni adaptacyjne. Dwa mieliśmy - jeden z mamą i jeden z tatą.
- A Dlaczego nie możesz ze mną zostać dłużej?
- Wiesz, my byśmy bardzo chcieli, w przedszkolu podobno jest super! Ale Pani powiedziała że jesteśmy za starzy. Bardzo ją prosiliśmy i w końcu pozwoliła nam pobawić się z Tobą... ale tylko jeden dzień. Jeden dzień mama i jeden dzień tata.
- Ale dlaczego? (ulubione pytanie, artykułowane co najmniej sto razy dziennie)
- Rodzice są dorośli, a dorośli chodzą do pracy zarabiać pieniążki. nie mogą bawić się w przedszkolu, bo co by na to powiedział ich szef?
- Nu nu nu by powiedział.
- No właśnie.
Szybko nam minął ten wspólny czas w przedszkolu. Luśka bawiła się świetnie, ale jednak trzymała się blisko spódnicy/spodni. kiedy któreś z nas jej asystowało, organizowała kolegom i koleżankom różne aktywności, ale jeśli znikaliśmy z zasięgu wzroku natychmiast zaczynała nas szukać. Bardzo się starałam nie znikać, żeby czuła się bezpiecznie, ale szczerze mówiąc nie dało rady. W osłupieniu obserwowałam dzieci, którym na dniach adaptacyjnych towarzyszyli nie tylko oboje rodzice, ale i babcia a czasem nawet dziadek. Wyobraźcie więc sobie grupę 24 dzieci, i co najmniej dwa razy tyle rodziców kłębiących się po kolorowej wykładzinie i próbujących 'rozbawić' ewidentnie przestraszone maluchy. Makabra! Ale starałyśmy się (obie z Luśką) nie wchodzić nikomu w drogę. Dobrze pamiętam nasz strach na początku żłobka i w sumie rozumiałam tych rodziców. Dobrze zrozumiałam też panie ze żłobka, które rodziców twardo nie wpuszczały za próg szatni ;) Trzylatek rozumie znacznie więcej niż dwulatek i trudniej go przekonać do czegoś, czego nie chce.
Jak teraz wspominam pierwsze samodzielne dni Luśki-przedszkolaka, to chyba największym stresem dla niej był widok płaczących dzieci. Wchodziłyśmy do budynku w pierwszorzędnych nastrojach, otwieramy drzwi do szatni, a tam kolega z grupy wije się po podłodze w spazmach. Kątem oka zanotowałam panikę w Luśkowych oczach. Strasznie ciężko nam szło przebieranie
- Mamusiu, dlaczego dzieci płaczą?
- wiesz Poluś, niektóre dzieci w twojej grupie nigdy nie chodziły do żłobeczka
- dlaczego?
- niełatwo się dostać do żłobka, nie wszystkim się udaje. I wiesz, jak ktoś nie chodził do żłobka to teraz nie wie czy na pewno mama po niego przyjdzie i się boi.
- ale dlaczego?
- bo nigdy dotąd nie zostawała tylko z kolegami i z panią. A ty już zostawałaś i wiesz że jest fajnie
- no tak. Ale ty po mnie przyjdziesz mamo?
- jasne! Zawsze po Ciebię przyjdę - ja albo tata.

Potem już było dobrze. Najdumniejsza z dumnych wracała Luśka z przedszkola z naklejką na piersi. Dostała ją za bycie dzielną :) Teraz, jeśli z jakiegoś powodu zapomnimy, sama podkreśla po powrocie do domu - mamo, byłam dziś bardzo dzielna!

Ciężko mi na razie wypowiedzieć się o jakości przedszkolnego czasu i porównaniach żłobek-przedszkole. Ale na to mamy mnóstwo czasu więc temat na pewno wypłynie. Na razie cieszę się widząc że moja córka chętnie ubiera się rano i wychodzi z tatą do przedszkola. 



Komentarze

  1. Wiesz co, nie mam dzieci, ale czytając te Twoje życiowe relacje patrzę w monitor z zapartym tchem...jesteście żywą reklamą, że warto założyć rodzinę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow:D Dziękuję bardzo, bo choć nie taki był cel z jakim zakładałam tego bloga, to prawdą jest że teraz bardziej niż kiedykolwiek wierzę, że warto :)))

      Usuń
  2. Przedszkole ... ehhh pamiętam ;-) ten stres ... te płacze... łzy w oczach matki .... początki zawsze są trudne ... u nas od września zerówka .... i też nie było łatwo ... były smuteczki i ciężkie rozstania ...

    jesteście dzielne!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się wydawało, że przeszłam chrzest przy żłobku, ale na to chyba nie da się tak całkiem uodpornić. Przy jej słabszym dniu nieodmiennie rośnie mi gula w gardle :)

      Usuń
  3. no i jakie piekne kolkeczka rysuje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też jestem pod wrażeniem, dlatego zarchiwizowałam :D To pierwszy rzut nowych umiejętności.

      Usuń
  4. Wlasnie sobie uswiadomilam ze choc okres 10001 pytan dalej nam toważyszy to rzadko brzmi juz to dlaczego ? :) Nie wiem kiedy sie to.stalo :)
    Moj tez dumny ze przedsxkolak :)
    Ach te duze mozgi :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zostaw ślad :)

Popularne posty z tego bloga

Mija :)

Nocnikowe love i 38 tydzień

Dziesięć rzeczy, których chciałabym nauczyć moje dzieci.