Między ciszą a ciszą

Lubię te krótkie okresy, kiedy naprawdę niewiele się dzieje… żadnych przewrotów, niespodzianek, nowych zmartwień :) Pogoda jest piękna, więc sporo z Pchełką spacerujemy – rano do pracy, później z powrotem i jeszcze mała przebieżka przed snem. To takie momenty kiedy w brzuchu panuje absolutny spokój. Mała nie kopie, nie rozpycha się… śpi albo marzy jak ja :D Podobnie jest co tydzień na basenie. Po zanurzeniu się w wodzie moja buntowniczka natychmiast zamiera ;) Potem fika ze zdwojoną siłą i sama nie wiem – z radości, czy tęsknoty za miłym stanem nieważkości i chlupotania. Mnie też basen sprawia coraz więcej przyjemności. Brzuch rośnie, krzyż zaczyna mi dokuczać i łydki się kurczą a kiedy wchodzę do wody znowu jestem o parę dobrych kilo lżejsza i wszystkie ciężary z dolnych partii ciała uchodzą… do tego stopnia że wygrzebując się z basenu po drabince za każdym razem czuję się trochę zaskoczona, że tak mi ciężko ;))) Ostatnia wizyta u Gina potwierdziła 29 tygodni na liczniku i ponad kilogram masy Pchełki – podtuczyłam ją trochę mimo cukrzycowej diety i w końcu opuściłyśmy dręczącą mnie „granicę niedożywienia” na której balansowałyśmy do tej pory. I wszystko przebiega wzorcowo – nie mam powodów do zmartwień ani zbędnego zastanawiania się. Do cotygodniowych „przeżyć” cukrowych zdążyłam przywyknąć i jakoś przestały spędzać mi sen z powiek. Oczywiście, jak rasowa kobieta z braku poważniejszych znalazłam sobie bardziej błahe problemy… zastanawiam się nad szkołą rodzenia. Czy warto? Gin twierdzi, że szkoły rodzenia odbierają porodowi naturalność i rodząca zamiast wsłuchiwać się w swoje ciało na siłę stara się wcielać rady wyniesione ze szkoły. Więc jego zdaniem lepiej po prostu wynająć do porodu położną. Ale już wśród dziewczyn, które urodziły opinie na ten temat są podzielone. Połowa mówi, że absolutnie tak a drugie tyle, że w ogóle nie warto. Więc jeśli tak, to kiedy zacząć? Jaką szkołę wybrać? W szpitalu, w którym planuję urodzić szkoły rodzenia nie ma. Pozostałe oferują przeróżne czasy trwania i intensywność zajęć. Czasem wydaje mi się, że takie zajęcia mogą dać więcej korzyści Małżowi niż mnie – dla niego przecież całe to doświadczenie jest znacznie bardziej wirtualne. Jest o czym myśleć… a co Wy sądzicie? Skorzystałyście ze szkoły rodzenia, czy zastąpiłyście ją czymś innym?



Suwaczek z babyboom.pl

Komentarze

  1. ja żałuję że nie szukałam żadnej wystarczająco usilnie; albo powinnam była iść na zajęcia z jogi, bo sam basen to jednak za mało (też chodzę na basen), a zawsze warto nawiązać dodatkowe kontakty z innymi mamami :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie szkoła rodzenia dodaje pewności siebie bo oswajam się z tematem. Nie sądzę, aby intuicja podpowiedziała mi jak oddychać przeponowo i jakie pozycje mogą mi pomóc. Dużo też przydatnych informacji dla taty, faceci tak nie przekopują internetu jak my ;) I uczą se masażu, już teraz testujemy w domu, bardzo to przyjemne.No i mniej więcej połowa szkoły to informacje o karmieniu i pielęgnowaniu noworodka. Osobiście więc zdecydowanie polecam. Zacząć jak najszybciej bo gorąco się robi - u mnie nie ma klimy i duszno niestety.

    OdpowiedzUsuń
  3. Polecam szkołę rodzenia bo fajna zabawa i odskocznia no i przekonasz się, że ktoś rozumie cię w 100% - każdą odchyłkę i bolączkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. My chodziliśmy do porządnej prywatnej szkoły rodzenia. Sporo kosztowała,ale w ogóle nieżałuję tych pieniędzy.NAPRAWDĘ WARTO.Piwrwszy poród to tak ogromne przeżycie,że warto się do niego przygotować. W szkole otrzymasz wiele cennych rad. Wiele z nich do dzisiaj stosujemy.No i warto ze względu na tatę. Takie uczestnictwo pozwoli mu wejść w temat i bardziej się zaangażować.

    Podam Ci taki przykład. Mieliśmy w szkole spotkania z P. psycholog, która opowiadała o baby blusie i tym, co kobieta po porodzie przeżywa po porodzie. Udzielała rad dla tatów:-)I powiem Ci,że głównie dzięki temu mój mąż rozumiał moje anormalne zachowania i mnie wspierał, zamiast się kłócić...

    OdpowiedzUsuń
  5. I przepraszam za brak składu i ładu, ale piszę z maluchem na kolanach.

    OdpowiedzUsuń
  6. nie ma sprawy :) Każda pomoc na wagę złota, chociaż w głębi duszy już się zdecydowałam. Namawiam małża i idziemy się uczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  7. I dzięki za wszystkie pozostałe "zeżarte" komentarze... na pewno skorzystam z Waszych rad dziewczyny :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zostaw ślad :)

Popularne posty z tego bloga

Mija :)

Nocnikowe love i 38 tydzień

Dziesięć rzeczy, których chciałabym nauczyć moje dzieci.