Czekanie i koniec czekania :D

Moje czekanie się skończyło :) We wtorek 26 lipca o 22.00 zostaliśmy rodzicami małej włochatej małpki, której na imię Pola ;) Z wagą 3200g, wzrostem 56cm i burzą ciemnych włosków jest oczywiście najpiękniejsza na świecie :D 
Trochę nam się pokomplikowała końcówka, ale najważniejsze że już jesteśmy razem. 22 lipca zgodnie ze skierowaniem udałam się do szpitala celem odleżenia ostatnich dni ciąży ze względu na cukrzycę. Na izbie przyjęć spędziłam szaloną ilość godzin na zmianę wściekając się i samo uspokajając. Samo wylądowanie na oddziale zamiast mnie uspokoić jedynie dobiło – ze świetnym samopoczuciem naprawdę nie miałam co tam robić. Przez cztery dni przeczytałam kilka książek, łaziłam po schodach z szóstego piętra w górę i w dół, opalałam nogi na balkonie i poddawałam się rutynowym zabiegom kilka razy dziennie – KTG, ciśnienie, cukier, itd. We wtorek szyjka krótka i miękka, lekarz podjął decyzję o wywołaniu porodu. I wszystko było w porządku do momentu podania mi „magicznych” specyfików. Wtedy na podpiętym pod brzuszek KTG zaczęły dziać się cuda… góra-dół, góra-dół, sygnał zanika, ucieka, wraca. Pomyślałam że malutka się zdenerwowała, poinformowaliśmy z Małżem położną. Zakotłowało się, znienacka pojawiło się kilka nowych osób, jakiś lekarz i nagła decyzja, że będą ciąć. Nie będę wchodzić w szczegóły mojego samopoczucia w tamtej chwili – było, minęło. Na szczęście mój ukochany trzymał mnie w pionie, bo bez niego chyba bym się posypała. W ciągu dziesięciu minut podali mi znieczulenie i wylądowałam na stole. „To tyle szeroko zakrojonych planów porodu naturalnego…” przemknęło mi przez myśl, ale ta kwestia zaraz mi umknęła. Odrętwiała słuchałam rozmów lekarzy o urlopach zagranicznych i za nic nie mogłam dogonić żadnej z własnych myśli. Po chwili nad parawanem pojawiło się maleńkie, sino-białe zawiniątko i usłyszałam tylko: „tak wygląda”. Potem ją zabrali. Małż był świadkiem całej części dalszej – ważenia, mierzenia i sprawdzania czy wszystko jest w porządku. Ja zostałam na stole… całe zamieszanie trwało 40 minut. Zanim przywieźli nam Polę, Małż pokazał mi pierwsze zdjęcie, które wywołało we mnie nieokiełznany wybuch mieszaniny płaczu i śmiechu… MOJA!!!! Nawet nie wiem, jak się wtedy czułam. Wszystko się we mnie trzęsło. Starałam się opanować kiedy położna przywiozła nam małą, ale niewiele to dało :) Cudowne panie położyły mi naszego włochacza na piersi, pozwoliły mi ją przytulić i pomogły pierwszy raz przystawić do piersi. Zostaliśmy razem przez jakieś pół godziny, po czym Małż odwiózł nasze maleństwo na salę noworodków. Całą noc nie byłam w stanie zmrużyć oka z wrażenia… potem jeszcze cztery dni w szpitalu, a teraz jesteśmy już w domku razem i zaczynamy uczyć się siebie nawzajem. O wynikach – następnym razem :P

Komentarze

  1. gratulacje! odpocznijcie sobie i witamy w gronie mamusiek! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. czytuję i w końcu mogę złożyć gratulacje :) oby maleńka rosła zdrowo :))

    OdpowiedzUsuń
  3. gratulacje przeogromne! :):):) i widzisz, ja też cesarki nie planowałam, a miałam - akurat w tym aspekcie możemy podać sobie rękę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratulacje! Trzymam za was kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. witam po drugiej stronie lustra:-) GRATULUJĘ!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratulujemy:D
    No bo zaglądaliśmy... i zaglądlismyy:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Trafiłam tu widać ze wlaściwym momencie. Gratulacje, gratulacje, gratulacje...

    OdpowiedzUsuń
  8. gratulacje gratulacje! :-)
    trzymam kciuki za szeroką i głęboką rzekę mleka!
    ja też byłam cukrzycowa - minęły już 3 miesiące prawie a ja jeszcze nie mam odwagi iść sprawdzić czy mi minęło :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Gratulacje, wiedzę, że coś nie mamy szczęścia do SN fajnie, że wszystko dobrze się skończyło.

    OdpowiedzUsuń
  10. Gratuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuulujęęęęęęę!Witaj w naszym zacnym gronie mam zakochanych w swoich urwisach;-)

    OdpowiedzUsuń
  11. GRATULUJĘ! :) Ja powoli wychodzę z szoku... :) Na szczęście Mała moja jest konkretna i dajemy radę :) Czego i Wam ogromnie życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dzieki dziewczyny! Po pierwszym okresie szału wracamy na równe tory - co za przygoda!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zostaw ślad :)

Popularne posty z tego bloga

Mija :)

Nocnikowe love i 38 tydzień

Dziesięć rzeczy, których chciałabym nauczyć moje dzieci.