sen wariata

Na słodkiej pupie naszej małej Małpki wylądowały pieluszki numer 3, co jest kolejnym sygnałem zmian. Zamarudziłam wprawdzie ze zmianą rozmiaru i otrzeźwiałam dopiero kiedy żelazowa, czarna kupa zaczęła wylewać się górą i bokami – pocieszam się jednak, że lepiej późno niż później ;))) Luśka osiągnęła zawrotne 5,5kg i całe 64cm i moje stresy laktacyjne nie dawały znaku życia… do soboty, kiedy zaczął się kolejny z serii snów wariata. Napisanie, że pobudka o piątej miałoby sens, gdybyśmy wcześniej pospały. Znów zaliczamy karmienie co godzinę, praktycznie po godzinie. Mam wrażenie, że jestem jednym wielkim cycem, do którego gdzieś na dole przytroczone są żałosne, pokurczone kobiece szczątki :) Ciągłe karmienie utrudnia leżenie na brzuszku, bo w końcu Luśka albo dopiero co karmiona, albo już głodna. Więc oprócz wilczego głodu i zatwardzeń walczymy i z tym. Pogoda jest koszmarna. Deszcz leje. Wiatr zacina. Wózek  w folii, wiec Młoda specjalnie tego nie odczuwa (gorzej ze mną) ale co to za spacer, jak po godzinie dzieć głodny a już nie da się beztrosko wyciągnąć cacusia w parku… normalnie wszystko się przeciw nam sprzysięgło. W domu jeszcze nie grzeją, w ruch poszedł  wentylator, ale to też średnie wyjście, bo na chwilę robi się aż za ciepło a jak wyłączysz to pokój błyskawicznie się wychładza i katar w małym nosku wraca. Drzemki w ciągu dnia nie mają racji bytu, po dziesięciu minutach pobudka na sygnale. Zrzędzę  :)))))  Naszło mnie strasznie po kolejnej nieprzespanej nocy i po prostu nie mogłam się powstrzymać. Ale wystarczy jeden bezzębny uśmiech prosto w oczy, żeby mi cała cierpliwość wróciła :D Luśka wprawdzie za nic ma moje plany i harmonogramy dnia, przez kilka ostatnich dni wirujemy na totalnie wariackich papierach, ale nie protestuję, staram się dopasować do jej pomysłu na dzień licząc, że ten stan, jak kilka poprzednich jest przejściowy i wkrótce wrócimy do naszych stałych reguł. Póki co...ziewamy obie jak smoki ;)

Komentarze

  1. Ten czas jest teraz ciężko dla większości. Nie wiem czy to jakieś zrządzenie... Mnie w końcu udało się złapać dystans i troszkę się wyciszyłam... A wraz ze mną Córka. U Was też się unormuję... Nic nie trwa wiecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. :-( bedzie lepiej za pare dni zobaczysz!!! powodzenia xxx big momma

    OdpowiedzUsuń
  3. każdy musi czasem ponarzekać no i dzieciaki jak dorośli miewają gorsze dni (tylko czemu tak dużo?)

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzymam kciuki za unormowanie :) A tak poza tym to przepięknie wyglądacie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale śmieszny ziewak! Zazdroszczę dystansu do sytuacji, bo domyślam się, że ciężko jest... takie historie mijają, na szczęście.

    OdpowiedzUsuń
  6. może to pogoda tak nastraja ? życzę, żeby minęło szybko, a bezzębne uśmiechy niech pojawiają się najczęściej :) ślicznie wyglądacie, mama kwitnąco !!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzieki dziewczyny! Też sobie czasem myślę, że Luśka po prstu nie lubi tej pluchy, ale się hamuję bo chyba za wcześnie robić z niej meteopatkę ;)))) Tylko dystans ratuje mnie przed wścieklizną... i miłość.

    OdpowiedzUsuń
  8. No popatrz, u nas też jakoś pobudki częściej:/ Z tym, że co dwie godziny. Dlatego by nie zasypiać w dzień budzę męża co by się dziecięciem zajął w nocy:D

    OdpowiedzUsuń
  9. Hihihi, Wy przeskoczyliście na 3 a my na 4 :) buziaki :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zostaw ślad :)

Popularne posty z tego bloga

Mija :)

Nocnikowe love i 38 tydzień

Dziesięć rzeczy, których chciałabym nauczyć moje dzieci.