Mija :)
Nieodwracalnie i niezaprzeczalnie. Ważny był. Pełen niespodzianek i spełnionych obietnic. A także tych niespełnionych... nieważne. Nie lubię podsumowań - co się nie spełniło ma czas w nadchodzącym roku. Całe mnóstwo świeżego, czekającego na wykorzystanie czasu. Zupełnie świadomie zamykam więc drzwi i całą sobą wchodzę w Nowy Rok. źródło Zastanawiam się nad manifestem Noworocznym. Tyle bym chciała od tego roku - spełnionych marzeń, wyśnionych snów, zrealizowanych planów, słusznych założeń, wiekopomnych chwil... jednak przede wszystkim mam plan. Będę żyć lepiej - robić to co kocham i cieszyć się chwilami, które rozgrzewają moje serce. Rozsiewać radość zamiast malkontenctwa. Akceptować siebie i tych, których kocham. Nie szukać dziury w całym. Tak. Jestem gotowa :D
naprawdę to tak podziałało? o rany...
OdpowiedzUsuńNo tak im mniejsze tym większe spustoszenie sieje. Współczuję
OdpowiedzUsuńKochana to pikuś!Ja tydzień po porodzie namiętnie miłam herbatę z cytryną do kolacji...
OdpowiedzUsuńdobrze że udalo Ci się zlokalizować winowajcę
OdpowiedzUsuńoj tak.. takie małe, a takie złośliwe!
OdpowiedzUsuńsama się nie spodziewałam, ale po analizie nie bardzo skomplikowanego jadłospisu dziennego znalazłam winowajcę :) Dziś już lepiej, brzuszek nie boli, została tylko wysypka. Ale może i ta się w końcu zlituje:)))
OdpowiedzUsuńMartuśka, cytryną też nieopatrznie zgrzeszyłam na początku, ale aż takich sensacji nie było:)
oj... kto by pomyślał :( Ale dobrze, że już po wszystkim :)
OdpowiedzUsuńkurcze! rzeczywiscie, kto by sie spodziewal!
OdpowiedzUsuń