Chrzest bojowy



Echhh, stało się. Skończył się (mocno za krótki) urlop macierzyński i pieczołowicie zbierany od roku urlop wypoczynkowy też ma się ku końcowi. Dokładnie trzynastego lutego zostanę mamą pracującą i nie ukrywam, że mam w związku z tym mnóstwo wątpliwości. Budzą mnie w nocy własne lęki i leżę gapiąc się w sufit, bo przecież jak ja wrócę, kiedy Luśka taka malunia, taka bezbronna? Wyjścia niestety nie mam... zaczęło się więc przygotowywanie. Przygotowywanie do wytrzymania dnia bez cycusia. Przygotowanie do picia z butelki. Do jedzenia kaszek, obiadków, deserków. Do maminej nieobecności dłuższej niż spacer. Udało nam się wypracowac plan dnia, który nie zakłada karmienia piersią od ósmej rano do 15-16. Luśka radzi sobie świetnie, je pięknie a nawet dorosłym w talerze zagląda, chciwie wyciągając łapki - ciekawa nowego w każdej postaci. Opiekun przyszły (czyt. dziadek) radzi sobie równie dobrze zarówno z planem dnia jak i przychodzącymi od czasu do czasu humorkami. Matka natomiast (czyt. Ja) nie radzi sobie w ogóle, chociaż wie, że powinna ;) Staram się podchodzić do problemu zadaniowo i nie ryczeć po kątach, ale nie jest łatwo. W ubiegłym tygodniu przeszłyśmy obie chrzest bojowy, bo miałam dwa dni warsztatów w których chciałam-musiałam uczestniczyć. Dwa dni od dziewiątej do osiemnastej... na samą myśl skóra mi cierpła przez cały tydzień :) Okazało się oczywiście, że dziecię moje spędziło oba dni spokojnie i radośnie - jeden z dziadkami, drugi z rodzonym ojcem, ja natomiast chlipałam w aucie jadąc do pracy, przez cały dzień myślałam właściwie wyłącznie o niej , a jak leciałam na złamanie karku z powrotem do domu łzy, już zupełnie nie hamowane, ciekły mi po twarzy i zanim podeszłam do młodej musiałam pięc minut doprowadzać się do porządku. Ot, życie. A martwilam się, jak dziecko zniesie rozstanie :) Wygląda na to, że mloda matka sama jest dla siebie największą zagadką i największym hamulcem jednocześnie...


 

PS. Dolna prawa jedynka przebiła się 30 stycznia i, w przeciwieństwie do pierwszej, przyniosła ze sobą gorączkę i nocne płacze. Miałam cichą nadzieję, że z każdym nastepnym zębem bedzie lżej ale wygląda na to, że nie ma reguły. Jak wysoka może być gorączka w czasie ząbkowania i kiedy podać leki? Luśka dobiła dziś rano do 38 stopni, ale wstrzymałam się z paracetamolem i goraczka spadła. Chwilowo trzyma się na poziomie 36,9 - 37,1 więc w zasadzie nic strasznego... tylko ile może trwać taki podgorączkowy stan i kiedy zacząć się martwić?


Komentarze

  1. Ja tak przeżywałam wyjazd na zjazd uczelniany... ryczałam cały tydzień, dzwoniłam co 1h i pisałam sms-y myślałam, że kota dostanę... A Córka miała się świetnie :) Bywa, że po powrocie do domu nie zwraca na mnie uwagi jakby była obrażona ;)
    Stanem podgorączkowym nie ma się co martwić ale ile może trwać lepiej dopytać pediatry :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja powrót do pracy przeżywałam na początku grudnia. Niestety nie było łatwo, ale z czasem idzie się trochę przyzwyczaić, choć nadal nie mogę pogodzić się z tym, że musiałam wrócić do pracy. Tak jak piszesz - ja znoszę rozstania zdecydowanie gorzej niż Młoda.
    Będzie dobrze. Ważne, że Niunię zostawiasz z kimś bliskim, a nie zupełnie obcą osobą. Dziecko jest szczęśliwe, nie płacze więc i Mama musi się trzymać. Powodzenia:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Współczuję powrotu do pracy i rozstania z Malutką. Choć i trochę zazdroszczę to jednak oderwanie od codzienności z dzieckiem, które jest od czasu do czasu potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pewnie jakoś z czasem będzie łatwiej, ale i tak szczerze Ci współczuję. Płacze łamane przez szlochy uważam za w pełni uzasadnione, bo znając życie tez bym się zanosiła od ryków:)

    OdpowiedzUsuń
  5. O rany, współczuję powrotu, no ale mus to mus. Ja nie jestem w stanie powyżej 3h być poza domem bo afery są straszne. Z czasem na pewno będzie coraz lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja napiszę że nie współczuję:) Ja będe po prostu życzyć, aby ta wasza rozłąka choć na pewno trudna, zaowocowała w takie pozytywne stęsknienie z obu stron. Dziecku i matce jest potrzebny czas z dala od siebie:). Wiem co przechodzisz, bo miałam podobnie, bałam sie że coś mnie ominie, że nagle przestane być potrzebna, ale na szczęście nie ominęło nic, a syn potrzebuje mnie tak jak i wtedy gy byliśmy "tylko we dwoje" i to mimo upływu czasu. A teraz z radością ide do pracy, żeby jak najszybciej z niej wrócić i zostać obdarowaną ogromnym buziakiem od mojego syna:)

    OdpowiedzUsuń
  7. o jak wiele widzę wspólnego w tym poście z naszą sytuacją. ja też wracam do pracy 13 lutego. moj Okruch też będzie z dziadkiem:) my również ograniczyliśmy mocno cycusiowanie na rzecz innych pokarmów, na szczęście Okruch z butelką się też polubił:)
    ja już od września weekendy spędzam poza domem na kursie od 8.30 do 15 więc troszkę jest przyzwyczajony, a i mnie będzie lżej wrócić do pracy, mimo to z coraz większym smutkiem myślę o połowie lutego..

    OdpowiedzUsuń
  8. Różne są dni... czasem nawet wydaje mi się, że może damy radę bezboleśnie przejść przez ten luty i obie prywykniemy do rytmu rozstań i powrotów - bo szczerze mówiąc ja się na matkę wyłącznie domową nie bardzo nadaję. Ale ta myśl, że jeszcze nie czas, że Pola jeszcze jest za malutka kwitnie mi gdzieś z tyłu głowy i spać nie daje. Myślę sobie, że byłoby mi łatwiej zostawiać ją w wieku około roczku. Z drugiej strony jej byłoby chyba trudniej - na razie niewiele rozumie i zdaje się łatwiej przyjmować zmiany reguł. Kiedy zacznie rozumieć na pewno będzie bardziej przeżywac i cierpieć a co za tym idzie bardziej protestować... przynajmniej tak sobie tłumaczę :) Luśka butelkę uznaje średnio, mleko dalej tylko z cyca. Wodę najchętniej ze szklanki :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Trzymamy kciuki... Nas to czeka pod koniec maja... I póki co, nie wyobrażam sobie jak to będzie :(

    OdpowiedzUsuń
  10. ach. u nas rozstanie za dwa miesiące. jeszcze w głowie nie wiem jak to będzie. Trzymaj się dzielnie! Bo Mała na bank sobie poradzi. Jeżeli chodzi o ząbkowanie to gorączka nigdy nie jest wynikiem ząbkowania. Jest wynikiem czegoś innego, co ewentualnie mogło być spowodowane osłabieniem organizmu z powodu ząbkowania. Ale 37,1 u maluchów to nie gorączka. Dla pewności zrób badanie moczu to będziesz spokojniejsza.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dzięki dziewczyny za wsparcie...im bliżej godziny zero tym większy stres, ale i paradoksalnie wyczekiwanie, bo jak już minie TEN dzień to wszystko się zacznie układać i pozbędę się tego strachu :)
    Evelio, masz rację, gorączka wcale nie była od zębów - przechodzimy regularną trzydniówkę :))))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zostaw ślad :)

Popularne posty z tego bloga

Mija :)

Nocnikowe love i 38 tydzień

Dziesięć rzeczy, których chciałabym nauczyć moje dzieci.