Pan niania

W związku z moim powrotem do pracy i koniecznością pozostawienia Luśki pod inną niż moja opieką nazbierało się we mnie kilka refleksji. W naszej rzeczywistości przyjęło się, że dla dziecka najlepsza jest matka. Zawsze i wszędzie. Matka zawsze zna najlepiej, wie najlepiej i najlepiej zrobi. A jeśli już nie matka to babcia, ciocia ewentualnie… w każdym razie kobieta. Absolutnie nie neguję niezaprzeczalnie potężnej roli kobiety w wychowaniu, tylko zastanawia mnie czemu uważa się, że facet choćby troskliwy i czuły, zawsze będzie na tym polu słabszy? W naszym przypadku tak się złożyło, że moją pociechą w czasie kiedy ja jestem w pracy zajmują się głównie panowie – Małż, czyli Luśkowy tata, i dziadek. 
Dziadkowe „nianiowanie” wyszło tak jakoś naturalnie, samoistnie. Dziadek się emerytuje, i mimo sporej liczby zajęć zdeklarował się zostać dziennym opiekunem naszej dziewczynki. Przyzwyczajaliśmy się powoli, żeby młodej bezpośrednio z ciepełka „macierzyńskiego” nie wrzucać na głęboką wodę, więc bywałyśmy z Luśką u dziadków stopniowo coraz dłużej. Zaczęło się od spacerów. Potem był czas we troje, potem godzinka, dwie sam na sam… a od połowy lutego zaczęło się niańczenie pełną gębą. Porozumienie na linii Luśka-dziadek jest absolutne - podszyte chichotem i przyklaśnięte dziesiątkami uścisków. Dziadek gotuje pyszne zupki, śpiewa piosenki, opowiada cudne (choć czasem niewiarygodne) bajki. Poświęca czas. Całe mnóstwo czasu i całą swoją uwagę. Z perspektywy mamy (czyt. Mojej) dziadkowe opiekowanie się Luśką ma dodatkowe zalety – dziadek jest konkretny. Podchodzi do sprawy zadaniowo – powiedziane spacerować codziennie? Spaceruje. Deszczyk? Spaceruje w kaloszach. Mrozik? Oboje smarują się kremem i spacerują. Jeśli tylko wiatr głowy nie urywa a na nosie nie tworzą się sople, nie ma powodu by dziecko nie spędziło kilku godzin na świeżym powietrzu… dziadek nie idzie na łatwiznę. Nie daje się zwariować napadom złego humoru i nie leci na pogotowie kiedy tylko młoda zacznie płakać. No i ma niesamowitą cierpliwość.  Same plusy  :D
Z Luśkowym tatą sprawa ma się jeszcze lepiej. Kiedy czekaliśmy na Luśkę w naszych rozmowach niejednokrotnie pojawił się temat wizji wspólnego rodzicielstwa. Moim celem było bowiem osiągnięcie stanu, w którym opieką dla dziecka są mama i tata, a dopiero potem wszyscy inni. Zależało mi, żeby nie było sytuacji, w której babcia (choć kochana) zabiera dziecko  z ojcowskich rąk, bo „daj, nie umiesz” albo „ona zrobi lepiej”. Nie wierzę w powtarzane od pokoleń slogany, że facet nie potrafi nakarmić, ubrać, pamiętać. Oczywiście, mężczyźni myślą inaczej i na innych rzeczach się skupiają, z czego wynikają czasem przeróżne zabawne albo frustrujące (głównie mnie) sytuacje, ale wynikają one z różnicy w oczekiwaniach i przetwarzaniu informacji a nie z nieumiejętności zajęcia się własnym dzieckiem. Zostawiając Polę z Małżem jestem o nią najspokojniejsza – wiem, że niczego jej nie brakuje, że na pewno czuje się bezpieczna i nie płacze z tęsknoty za mną, bo z tatą jest tak samo fajnie. Z tatą można wszystko :D. Nie ukrywam, że nie udałoby mi się wprowadzić tego planu w życie, gdyby nie pełne zaangażowanie Małża. Dzięki jego miłości do Luśki (która jest miłością, nie wstydźmy się przyznać, szaleńczą), dzięki jego chęciom i poświęceniu jesteśmy sobie w opiece nad dzieckiem prawie równi (albowiem chwilowo nic oczywiście nie przebije cycusia ;)). Dzięki niemu nie czuję się przytłoczona i nie mam wrażenia, że w rodzicielstwie jestem sama. Małż wie o Poli tyle co ja – wie co lubi i czego nie lubi. Szczepienia, książeczka zdrowia, stan ostatnich badań? Opanowane. Jadłospis, plan dnia, nowe osiągnięcia, słabsze chwile? Zna na pamięć. Śledzi z uwagą i śmiem twierdzić, że umyka mu mniej szczegółów niż mnie w codziennym zabieganiu. Więc opiekunem jest cudnym. Czasem tylko przy okazji różnych rodzinnych wizyt słyszę komentarze typu: zostawiasz go samego z kąpielą? Czy on sobie poradzi? Sam pójdzie na spacer? Nie boisz się? Otóż nie. Z nim nie boję się niczego.
I żeby nie było – uwielbiamy z Luśką obie babcie. Są cudowne, ukochane i zawsze spieszą z pomocą, gotowe tulić, całować i nosić na rękach. Kochamy też prababcie i wszystkie dalsze i bliższe ciocie. Kobiety są super! Tylko ich rola w opiece nad maluszkami jest tak oczywista i naturalna, że nikt się ich zaangażowaniu i obecności nie dziwi. A mężczyźni wciąż muszą udowadniać, że mogą, chcą, potrafią… Więc dziś: hip hip hura! Niech żyje pan niania!

Komentarze

  1. coś w tym jest co napisałaś. my kobiety w innych zawodach musi udowadniać, że potrafimy i jesteśmy coś warte.
    pracuję w typowo męskim zawodzie (geodeta) i już na studiach próbowano nam dziewczynom pokazać, że jesteśmy gorsze itd.
    a osobiście, wolę zostawić dziecko z babcią niż mężem ;) on jest jakby trochę nieporadny, zagubiony, brak mu drygu. niestety. ubolewam nad tym.
    pozdrawiamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ale skąd ma wziąć ten dryg, skoro z dzieckiem nie zostaje sam? W tym chyba właśnie nasz (kobiet) problem. Same zostajemy z dzieckiem, bo tak musi być. I nikt nie pyta, czy sobie poradzimy, z góry zakładając, że w końcu to nasze dziecko, więc zostaniemy z nim i się nauczymy. Ale ten sam manewr zastosować wobec chłopa? Już niechętnie...

      Usuń
  2. Ale coś w tym jest, że zawsze musimy coś udowadniać, babki, że np. nadają się na szefa, a faceci że np. nadają się na położną. Głupi ten świat.

    OdpowiedzUsuń
  3. podpisuję się pod stwierdzeniem, że mężczyzna wspaniale zajmie się dzieckiem, oczywiście mężczyzna odpowiedzialny, no ale takiej samej cechy oczekujemy po kobiecie-niani, nieprawdaż?
    mój M. ma niemal stawiany pomnik, kiedy jego rodzina dowiaduje się, że SAM jechał z dzieckiem autem i SAM kąpie i ogólnie coś potrafi, żenujące, doprawdy żenujące... niby wiadomo, o co im chodzi, ale czy to nie totalny brak wiary w umiejętności faceta? ja tam wierzę w mężczyzn we wszystkich rolach, tak jak i w kobiety na każdym stanowisku :) alleluja :)

    PS dzięki za odwiedziny, rozgość się, jako i ja się rozgoszczę u Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. brak wiary i chyba trochę odmawianie mu prawa do posiadania i nabierania takich umiejętności. Szkoda :)))

      Usuń
  4. Ja znam dziadka nianię i też wspaniale się zajmuje wnusiem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy mój tata przychodzi do nas nasz roczny Maksymilian nie odstępuje go na krok. I chodź więcej czasu moje dzieci spędzaja ze mną i z moją mamą, to z chęcia i czystym sumieniem oddaje je pod opieke dziadka.

    OdpowiedzUsuń
  6. brawo dla dziadka :) nie każdy dorosły - dojrzały potrafi odnaleźć w sobie dziecko, by móc fantastycznie się nim zajmować :)
    zgadzam się w 100% z tym co napisałaś o partnerskiej opiece nad dzieckiem. pamiętam, że jak byłam w ciąży oglądaliśmy "usta, usta" i nie wiedzieć czemu mąż żartował, że ja tak go nie dopuszczę do Małego jak początkowo Różdżka partnera. "Zdziwisz się" odpowiedziałam :) Nas też różni tylko karmienie piersią, wszystko robimy podobnie. W sumie to ja nie kąpię, może z jeden raz próbowałam, więc siły wyrównane :) I oto mi chodziło. Mąż dzięki temu stworzył piękną więź z Małym, zna go równie dobrze jak mama, która z nim jest 24h/dobę. Jestem za partnerstwem jak najbardziej ! A z tym wynoszeniem mężczyzn na ołtarze..hmm cóż, dla mnie to kwestia podejścia. Jeśli kobieta od początku ustala określone role w domu, życiu, gdzie mężczyzna tylko np. zajmuje się zarabianiem na życie to też bym była zadowolona jak garnie się do czegoś więcej i angażuje w opiekę. To jak my żyjemy dla mnie jest normalne, nas nie dziwi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sama mam kilka znajomych, które reagują bladym strachem kiedy tylko ojciec weźmie dziecko na ręce... niby mają żal, że muszą wszystko same, a z drugiej strony jak się chłop weźmie za robotę to słyszy tylko: nie tak, źle robisz, daj ja to zrobię lepiej. Daleka jestem przy tym od wynoszenia na ołtarze - faceci to energetyczni minimaliści, zwykle jeśli wiedzą że ktoś coś za nich zrobi, poddają się temu z chęcią nie kiwając nawet palcem. Sztuka więc chyba w ustaleniu reguł od samego początku :)))

      Usuń
  7. Brawo ! Aż żałuję, że w naszym otoczeniu nie ma żadnego dziecka czy wujka :P
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zostaw ślad :)

Popularne posty z tego bloga

Mija :)

Nocnikowe love i 38 tydzień

Dziesięć rzeczy, których chciałabym nauczyć moje dzieci.